Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Co za VIP..., cz. 1.

Część 1.

– Słuchaj, jest okazja... – dyskretnie poinformowałem niepewnym tonem i wyciągając dłoń z kieszeni, dyskretnie pokazałem klucz od schowka.

Od dawna prowadziliśmy tzw. podchody. Głównie ja zabiegałem o jej uwagę. Dwuznaczności w rozmowie, przypadkowa wspólna kawa podczas przerwy, żart z podtekstem, kiedy mijaliśmy się. Raz komplement, innym razem erotyczna aluzja. Eskalacja takich zachowań doprowadziła do sytuacji bez wyjścia. To znaczy, kto pierwszy zaproponuje warunki do seksu. Bo etap żartobliwego przechwalania się swoimi możliwościami, dawno mieliśmy za sobą. Moja upatrzona brunetka, Eliza, była sympatyczną 26-letnią dziewczyną. Czarne, proste włosy ściągnięte z tyłu. Zawsze pogodna, prawie zawsze uśmiechnięta, łagodny owal twarzy, spore policzki, dobrze zbudowana. Ten ostatni aspekt szczególnie mnie interesował. Ładnie wypięty, sterczący biust... Naturalnie, ubierała się zgodnie z zaleceniami firmy. Dziwnym trafem w pracy nie stroniła od kontaktów ze mną. Ale po pracy nigdy nie chciała się umówić. Przynajmniej ze mną.

@

Kiwnęła głową. Wskazała kierunek i energicznie ruszyła za mną. Pchnęła mnie w plecy, więc pospiesznie pomaszerowałem. Nawet na grubej wykładzinie słyszałem głuche uderzenia jej szpilek. Wyszedłem zza rogu. Nikogo akurat nie było. Rozejrzałem się, podchodząc do drzwi. Szybko otworzyłem je i wszedłem. Czekałem aż usłyszę stukot szpilek. Naście sekund później dziewczyna zamykała drzwi od wewnątrz. Poddenerwowana sapała. Zapaliłem światło.

– No dobra, tylko szybko. Wiesz, jak jest... – sapnęła zniecierpliwiona Eliza.

Odwróciła się do mnie i gorączkowymi gestami rozpinała bluzkę. Zdegustowana patrzyła jak marnie idzie mi z moją koszulą. Chociaż była podniecona i miała ochotę na szybki seks, to jednak nie kosztem jakiejś kary finansowej albo wyrzucenia z pracy.

Adonisem to ja przecież nie byłem. Miałem świadomość własnych ograniczeń.

– Wiem, wiem. Odliczą nam przerwę z czasu pracy... – wysapałem.

– To też – zachichotała – ale nie chcę, żeby widziano nas razem. Wiesz... – zawahała się i spojrzała na mnie zakłopotana.

– Wiem – warknąłem. Właśnie straciłem ochotę na seks. W tej chwili świadomość własnych ograniczeń została uzupełniona o kolejne: usytuowanie na nizinach w hierarchii firmy zniechęca innych do zawiera znajomości z takimi jak ja. Wściekły złapałem ją za kark, wsadziłem język w usta i bardzo mocno całowałem. Wolną dłonią spod rozpiętego stanika wyszarpnąłem pełną, jędrną pierś i miętosiłem ją. Łał! Dziewczyna była szczupła, ale w stosunku do swojej sylwetki miała duży biust! A podejrzewałem, że kupuje za duże staniki i wypycha gąbką... Dotknąłem brodawki. Była gruba i twarda. Wpiłem się zębami w kark. Eliza była bardzo podniecona, ciężko oddychała. Jeszcze sprawdziłem krocze. Wsunąłem dłoń pod spódniczkę, niecierpliwym gestem szarpnąłem majtki na bok. Otwartą dłonią przykryłem łechtaczkę i wejście do pochwy. Jeden palec błądził przy odbycie.

@

– Ej! Ależ ty szybki jesteś... – Elizka była zadowolona z narzuconego tempa. – No, przestań! – chichotała i próbowała odsunąć pupę, kiedy wyczuła palec konsekwentnie szukający odbytu.

Zignorowałem jej protesty. Mocniej przycisnąłem ją do siebie i w końcu wepchnąłem palec w „kakaowe oczko”.

– Och, prosiłam... – jęknęła miękko, patrząc mi w oczy. Wyglądała, jakby prosiła o litość. Ugięła nogi w kolanach, wyprostowała się. Znowu ugięła nogi.

– Ona dupskiem ujeżdża mój palec! – dotarło do mnie. Nie zamierzałem przepuścić takiej okazji. Mocniej penetrowałem odbyt. Lizka coraz głośniej pojękiwała. To oznaczało szybki koniec naszej zabawy. Wbiłem palec aż do nasady, uniosłem ją, aż z głośnym westchnieniem stanęła na palcach i zażądałem: – Ściągaj majtki!

Polecenie wykonała bez sprzeciwu, ale nie rozumiała, nie domyślała się jego sensu. Ponieważ nie wycofałem palca z odbytu, zdejmując majteczki, rozkosznie pojękiwała przy kolejnych ruchach. Dłonią jednocześnie starałem się pocierać wejście do pochwy. Wydawała się zadowolona z moich zabiegów.

Patrzyła mi w oczy. Wiedziałem, że jest podniecona. Z kieszeni wyjąłem prezerwatywę.

– Daj spokój! – żachnęła się.

– Jesteś pewna? – nie cofnąłem ręki.

– Tak, zabezpieczam się.

Rozpiąłem spodnie, rozporek i za chwilę zsuwałem majtki. Eliza wyręczyła mnie.

– E, fajny jest! – wydawała się zadowolona z szybkich oględzin. Chwyciła go w dłonie i masowała. Już sterczał, ale po takim masażu mógł wytrysnąć zbyt wcześnie.

– Starczy! – powstrzymałem ją. Przystawiłem jej wnętrze dłoni do twarzy, a ona obficie polizała je. Wilgotną dłonią potarłem członek. Patrzyliśmy na siebie. Kolanem rozsunąłem jej nogi.

– Od tyłu będzie łatwiej – szepnęła  zmienionym głosem.

– Odwróć się!

Stanęła tyłem, dłonie oparła na stoliku. Czekała z wypiętą pupą.

Wziąłem jej majtki, zmiąłem i wcisnąłem dziewczynie do ust.

– Teraz możesz jęczeć – wysapałem do ucha. – A potem posiedzisz bez nich do końca dnia. Przecież nikt nie zauważy.

@

Pierwszym pchnięciem wszedłem na jakieś 5-7 centymetrów. Stęknęła i uniosła się na palce. Wolniej, ale stanowczym ruchem wepchnąłem pozostałe kilkanaście centymetrów. Coś bełkotała przez majtki jednak nie zwracałem uwagi. Cierpliwie czekała aż wejdę do końca. Kiedy moje 19 centymetrów dobiło do dna pochwy, opadła na stopy i dotknęła uda. Poklepała mnie i dociskając dłoń ponagliła do spółkowania. Zacząłem rżnąć dziewczynę. Ponieważ opierała się stabilnie, palec prawej dłoni znowu wcisnąłem do odbytu, a lewą złapałem pierś. Ruchałem w równym tempie. Czasami zmieniałem rytm i tempo, żeby uniknąć monotonii i opóźnić wytrysk.

Eliza szarpała się pode mną, rzucała głową na boki, ale nie uciekała pupą, nie odpychała mnie. Była zadowolona. Do pupy wepchnąłem drugi palec. Aż zawyła! Opadła na przedramiona. Zwolniłem tempo. Nie odwracając się, poklepała mnie po udzie, znowu oparła dłonie o blat stolik i jeszcze bardziej wypięła pupę. Ruchałem w szybkim tempie. Rzęziła zgodnie z rytmem uderzeń penisem.

Puściłem pierś i wyrwałem wilgotne majtki z ust.

– Spuszczam się! Gdzie chcesz?

– Gdzie ty chcesz...

– To zleję się w usta!

– Nie! W pochwę albo do pupy!

– Chcę w usta! Klękaj! – przytrzymałem kark i zmusiłem do odwrócenia się. Uklękła bez zmuszania. – Tylko uważaj! – ostrzegła szeptem. – Mam make-up, więc spuść się tylko w usta – dodała proszącym tonem.

Po jej prośbie wepchnąłem masowanego penisa w usta. Prawie zdążyłem przed wytryskiem! Część strugi poleciała na twarz. Osiadła na czole, powiece i włosach. Obficie spuszczałem się w usta. Rozkosz i ulga... 

Dziewczyna zakrztusiła się.

– Połknij wszystko! – poleciłem podniecony. Nie miałem ochoty potem sprzątać składziku.

Potwierdziła mruknięciem. Przymknęła oczy i wylizywała penisa. Kilkoma ruchami zdjąłem z niej bluzkę i stanik. W końcu językiem wypchnęła członka. Jeszcze stał i drgał, czysty, lśniący od jej śliny. Dziwnie patrzyła na mnie.

@

– Co jest? – zmrużyłem oczy.

– A co ma być? Wejdź jeszcze raz!

– Yyy, Lizka, ten... Jasne! Nie ma sprawy! – byłem nieco zdezorientowany. – Tylko na wytrysk nie czekaj! Jest za wcześnie.

– Wiem! – prychnęła zirytowana. – Tym razem wejdź w pupę.

– Co? Dobra! – pomysł mi się spodobał.

Eliza położyła głowę na stoliku, wypięła się bardziej niż przy pierwszym stosunku, unosząc pupę. Ku mojemu zaskoczeniu wszedłem dość łatwo. Zaskoczony posapywałem, ale poruszałem się płynnie. Eliza wbiła zęby w przedramię i jęczała. Nie musiałem jej trzymać. Wchodziłem głęboko i w wolniejszym tempie niż za pierwszym razem, ale ona zachowywała się, jakby siedziała w ognisku! Parokrotnie musiałem ją powstrzymywać, bo szarpała się tak gwałtownie. W końcu ponownie wcisnąłem jej majtki do ust. I tak był zbyt głośna. Ku mojemu zaskoczeniu jednak wytrysnąłem. Spojrzała na mnie zaskoczona.

– To głównie twoja zasługa – tłumaczyłem z uśmiechem, kiedy jeszcze chwilę ruchałem ją. – Tak ruszałaś nogami i pupą, że czułem ciebie podwójnie. Było super! I masz efekt!

Nic nie powiedziała. Wypchnęła penisa z pupy, wyrwała majtki z ust, a ja schowałem je do kieszeni. Zawahała się przez moment, ale nie zaprotestowała. Odwróciła się, klękając, złapała penisa i zaczęła obciągać. Patrzyłem zaskoczony.

– Łał! Fajnie! Skosztuj pupcię... – głaskałem ją po włosach. Nie ukrywałem zadowolenia.

Na chwilę wyjęła gasnącego penisa z ust i podniosła głowę.

– Mam swoje potrzeby – wyjaśniła poważnym tonem i znowu lizała go.

@

Robiła to tak energicznie, łapczywie, jakby nadrabiała jakieś wielomiesięczne zaległości. Ale w to nie wierzyłem. Była zbyt atrakcyjną dziewczyną, nie narzekała na brak wielbicieli, żeby musiała „pościć” miesiącami.

– Może podnieca ją seks z facetem z piwnicy? – naiwnie liczyłem, że niską pozycją w hierarchii firmy zyskam w jej oczach. Sposób „na litość” czasami bywa skuteczny.

Spotykaliśmy się jeszcze parokrotnie. To ja zabiegałem o spotkania. Zawsze seks był świetny. Przynajmniej ja tak uważałem. Ona szalała, a ja starałem się nadążyć za nią. Nigdy nie upomniała się o majteczki. Z czasem coraz bardziej oddalała termin kolejnego spotkania. Zawsze tłumaczyła się nawałem pracy.

Nieoczekiwanie wydarzyło się coś, co moje nieudane próby nawiązania kontaktu z Elizą chwilowo zepchnęło na dalszy plan.

@

Po pracy, w drodze do domu, kupiłem kwiaty i bombonierkę. W domu już od kilku dni czekała ładnie zapakowana apaszka. Zostałem zaproszony do szefowej, pani Joanny, na jej 40. urodziny! Mam kilkoro przełożonych. Ta stoi najwyżej wśród nich. To znaczące wyróżnienie, bo byłem od niej dziesięć lat młodszy, a w pracy w hierarchii firmy funkcjonowałem kilka szczebli niżej. No, w zasadzie u samego dołu. Dlatego nie zwracaliśmy się do siebie po imieniu. Prosiła, żeby nie przynosić prezentów, ale ten nie był zbyt drogi, a ja uznałem, że w złym tonie byłoby przyjść z pustymi rękoma.

Coś zjadłem na szybko. Jakaś potrawa do odgrzania, do tego sałatka i cola. Potem wyprasowałem koszulę, wypastowałem buty, dobrałem sportową marynarkę do granatowych spodni. Uznałem, że nie muszę ich prasować. Z telefonem położyłem się na godzinę. Na wszelki wypadek nastawiłem budzenie. Przeglądałem wiadomości z kraju, potem z zagranicy. Jeszcze sport i moje hobby...

@

Gwałtownie usiadłem. Budzik postawił mnie „na nogi” w kilka sekund. Nie wiedziałem, o co chodzi... Jeszcze siedzę w pracy? Rozglądałem się zdezorientowany.

– Aaaa, wszystko jasne – stęknąłem rozczarowany, kiedy dotarło do mnie, gdzie jestem. Udział w imprezie to dla mnie spore wyróżnienie, ale teraz miałem ochotę wyłącznie przewrócić się na drugi bok. Nawet sam. Wreszcie wstałem. Głośno ziewnąłem, przeciągnąłem się.

Nie wiem, kiedy zasnąłem. Może przespałem prawie godzinę, a może tylko kwadrans? Kiedy oszołomienie minęło, wypiłem trochę mineralnej i przez dwadzieścia minut machałem hantlami, robiłem „brzuszki” przy włączonym telewizorze. Wreszcie odłożyłem hantle i spocony, ale zadowolony poszedłem do łazienki.

– Poziom endorfin po ćwiczeniach podskoczył, więc poprawił się humor – tłumaczyłem sobie, żeby w przyszłości pamiętać o tej motywacji.

W łazience krytycznie patrzyłem w lustro, wahałem się, jednak w końcu ogoliłem się. Ponownie. Potem wziąłem prysznic i odświeżony, pachnący, ubierając się, zamówiłem taksówkę. Przed wyjściem spojrzałem w lustro. Wyglądałem elegancko. Lśniące, czarne buty, granatowe spodnie, sportowa marynarka, sportowa sylwetka, szerokie ramiona, zero brzuszka.

– Niejednej mógłbym się spodobać – obiektywnie oceniłem swój wygląd. – Gdyby nie miała za wysokich wymagań i nie zaglądała do mojego portfela – dodałem ciszej. – Gdzie indziej mogłaby zaglądać. Regularnie...

Pośpiesznie schodziłem z reklamówką, do której włożyłem kwiaty i prezenty.

@

– Cholera! – westchnąłem z wrażenia, kiedy wysiadłem z taksówki i zobaczyłem jej willę. – Ich willę – poprawiłem się w myślach. – Kurde, nie sądziłem, że u nas aż tak dobrze płacą tym na górze.

Później gospodarze poprawili mi humor, bo okazało się, że jej mąż, prawnik, starszy od niej, od lat pracuje w jakiejś międzynarodowej firmie. Odetchnąłem z ulgą. Przyjemniej żyje się, wiedząc że przełożeni też nie tapetują ścian banknotami.

Podszedłem, nacisnąłem przycisk, otworzyła się furtka. Naście kroków wybetonowaną ścieżką, wszedłem po schodach i nacisnąłem dzwonek przy drzwiach. Otworzyła solenizantka. Pośpiesznie zbliżała się do niej dziewczyna w czarnej sukience i białym fartuszku.

– Łał! – chwilę stałem w milczeniu. Zatkało mnie. Tak zaskoczyła mnie solenizantka. Świetnie wyglądała! Zielona sukienka z dużym dekoltem świetnie pasowała do jej rudawych włosów. Aż miałem ochotę zajrzeć w ten dekolt! A ten kończył się na wysokości pasa. Sukienka przylegała do ciała, ale jej śmiały krój dodawał uroku właścicielce. No, i nie zasłaniał zbyt wiele. Nawet powiedziałbym, że odsłaniał urodę solenizantki. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Świeża fryzura. Krótko przycięty bok i imponująca grzywka fantazyjnie zaczesana. Patrzyłem zafascynowany. To nie była kobieta, którą znałem z pracy.

– Dzień dobry – łagodny głos i uśmiech przerwał moją kontemplację. Chyba dostrzegła fascynację w  moich oczach.

– Dzieńbry – odmruknąłem nieco speszony jej wyglądem.

Dalej ją oglądałem. Sandałki na szpilce w kolorze soczystej zieleni idealnie uzupełniały strój. Zadbane stopy, czerwony lakier na paznokciach, złoty łańcuszek nad kostką. Krótki sznur pereł na szyi tylko dodawał blasku solenizantce i podkreślał opaleniznę. I ta czerwona szminka...

– Cholera, ona wygląda na młodszą ode mnie! – złapałem się na tym, że podnieca mnie jako kobieta. A jest ode mnie starsza o dekadę! Do dzisiaj, pod eleganckimi żakietami i kostiumami, nie dostrzegałem jej urody.

W pracy nie wzbudzała mojego pożądania. Zgodnie z wymogami dużej międzynarodowej firmy, której byliśmy filią, jej stroje, głównie garsonki i kostiumy, były bardzo stonowane kolorystycznie. Szpilki, owszem, ale tylko pełne, natomiast żadnych ‘ekstrawagancji’ w rodzaju: mini, głębokich dekoltów, ażurowych bluzek, a teraz...

– Ty jesteś... – zaczęła i zawahała się. Patrząc mi oczy, uśmiechnęła się przepraszająco.

Jej słowa wyrwały mnie z odrętwienia. Spoglądaliśmy na siebie pytająco. Z opóźnieniem, ale jednak zaskoczyłem.

– Szymon! – pomogłem jej, uśmiechając się życzliwie. Było nie było, kto spamięta kilkudziesięciu podległych sobie pracowników, skoro na co dzień kontaktuje się z dziesięcioma? Do niektórych pomieszczeń nie zaglądała tygodniami. Do nas nikt nie schodził.

– Ach, tak! – uśmiechnęła się z ulgą. – Oczywiście! Ten od komputerów...  

@

– Pracuję w pani pionie, w dziale D – pośpieszyłem z wyjaśnieniami. – Jestem informatykiem, ale z tej drugiej, niższej grupy... – ucichłem, słysząc siebie. W żadnym pionie, a w firmie były cztery, dział D nie zajmował się czymkolwiek, co bezpośrednio wiązało się z projektami firmy. Pracowników tego działu nie dopuszczano nawet do niszczarek. Dokumenty mogliśmy niszczyć wyłącznie w obecności pracowników biur.

Nie było czym się chwalić, a jednak już gorzej nie mogłem przedstawić swojej osoby. Zwykły wyrobnik. Archiwizacja, kontrolowanie, a raczej segregowanie drugich kopii dokumentów, digitalizacja papierowej dokumentacji naszej i klientów – a tego było naprawdę sporo!, serwisowanie sprzętu, realizacja zamówień biurowych i inne bzdety. Takich jak ja nie zauważa się w firmie. Jesteśmy, ale nikt nas nie personalizuje. „Nie masz tonera? Dzwoń do tych spod 405”. „Ostatnia ryza? Brakuje kopert? Dzwoń pod 405”. „Masz dużo do skopiowania? Wezwij kogoś spod 405”. Do tego służyliśmy...

O, przypomniałem sobie jeszcze taki zwrot: „Co? Nie ma kawy? Wyślij kogoś z 405. Potrafią robić proste zakupy”. My, ludzie po studiach, potrafimy robić proste zakupy... Jednak nikt z nas nie odważył się głośno zaprotestować przed obliczem zleceniodawcy zakupów.

Od „czwórki” zaczynały się numery osób z najniższego szczebla firmy. Dla nas sekretarki były jak wyrocznie. A ich numery telefonów zaczynały się od „trójki”. „Jedynki” i „dwójki” nigdy do nas nie dzwoniły. My do nich też nie, ale oni wysyłali nas po prywatne zakupy. Nasza firma zajmowała kilka pięter w wieżowcu. Jedynie dział D mieścił się w piwnicach budynku. My wyróżnialiśmy się: tylko pracowników naszego działu, w każdym z czterech pionów, nie obowiązywał firmowy dress code.

@

– Pamiętam! Szymon... No, oczywiście! – udała, że przypomina sobie. – Cieszę się, że przyszedłeś. Och! Dziękuję! – zaskoczona przyjęła prezenty i kwiaty, na które ledwie rzuciła okiem, płynnym ruchem odkładając całość na stolik w holu. Patrzyła na mnie i bawiła się perełkami. Czerwone usta lśniły. Dziewczyna w czarnej sukience i białym fartuszku zgarnęła wszystko ze stolika.

Poczułem się nieswojo pod tym uważnym spojrzeniem. Jakbym był w pracy. Niepewnie poruszyłem się, speszony jej spojrzeniem. I odetchnąłem z ulgą, bo jednego byłem pewien: nie zaprasza się pracownika pośledniego szczebla na uroczystość do domu, żeby poinformować go o zwolnieniu z pracy.

– Cała przyjemność po mojej stronie. To zaszczyt gościć u pani. U państwa... – poprawiłem się szybko. Domyślałem się, że zaproszenie dla mnie jest jednorazowe.

– Mów mi: Joanna. Miło widzieć ciebie w ten dzień – uśmiechnęła się w sposób, którego w pracy nie oglądałem.

– Och, dziękuję. Miło mi – nogi ugięły się pode mną. Ależ zaskoczyła mnie tą propozycją! – Kobieta z kierownictwa firmy po imieniu z chłopakiem z działu D. Cóż za mezalians! – kpiłem z siebie.

– Dzisiaj jesteś VIP-em, moim gościem specjalnym – wychyliła się nieco i z uprzejmym uśmiechem szepnęła w moim kierunku. Zaraz wyprostowała się. Mrugnęła do mnie!

Stałem zaskoczony. Nie spodziewałem się takiej deklaracji i zapomniałem języka w gębie. W tej sytuacji przezornie milczałem, bo nie bardzo rozumiałem, jak traktować jej słowa. Zwróciłem uwagę na zapach jej perfum.

– To był żart? Liczyła na moje poczucie humoru? – zastanawiałem się przez chwilę. – A może ironia i sarkazm w jednym?

Weszliśmy do salonu. Eee, taki sobie. Naprawdę! Kort by się w nim nie zmieścił. Ale za to wysoki i te żyrandole... Przez dłuższy moment gapiłem się, jakbym chodził w muzeum za przewodnikiem.

Nasza rozmowa trwała jeszcze chwilę, a ja ciągle zerkałem w jej dekolt. O, chyba widziałem część sutka... Dekolt? To były dwa, spięte na karku, szerokie pasy materiału ozdobnie udrapowane i prawie schodzące się w pasie. Sukienka bez pleców, więc i z boków widziałem część piersi. Stanika nie założyła. Kontrast z jej wyglądem z pracy był tak duży, że nie potrafiłem przestać jej oglądać i podglądać. 

Joanna była świadoma mojej szczeniackiej ciekawości, ale nie peszyła się. Raczej czerpała przyjemność z rozbierania wzrokiem. Nawet raz czy dwa przesunęła palcami po udrapowanym materiale, nieco wyraźniej odsłaniając biust.

Jej mąż, po uściśnięciu mi dłoni i wydeklamowaniu zdawkowej formułki „Żona dużo o panu mówiła”, zostawił nas. Z ulgą stwierdziłem, że również ubrał marynarkę w sportowym stylu, ozdabiając koszulę elegancką apaszką. Dostałem drinka i wtedy solenizantka, życząc udanej zabawy, opuściła mnie.

– Bądź cierpliwy. Później zajmę się tobą... – obietnicę wyszeptała, patrząc mi w oczy. Poparła ją uśmiechem i dyskretnym ściśnięciem łokcia. Odchodząc, minęła mnie w taki sposób, że otarła się piersią o moje ramię i plecy. A tłoku nie było...

Stanął mi! Sam tkwiłem pod ścianą, jak sierota, i kolejny raz upewniałem się, że nie jestem we właściwym miejscu. I niecierpliwie czekałem na jej powrót.

– Nie mój świat, nie moje małpy – westchnąłem. – Ale popatrzeć można. I nażrę się. Jak Dyzma...

@

Z drinkami, kiedy już zeszli się wszyscy goście, odsłuchaliśmy w ogrodzie mini-koncertu kwartetu smyczkowego. Nie znam się i nie lubię muzyki poważnej, ale tkwiłem tam jak wszyscy. Po tej „uczcie dla uszu”, jak stwierdził pan domu, trwającej ze dwadzieścia minut, wróciliśmy do salonu i skorzystaliśmy ze szwedzkiego stołu. Sądząc po reakcji części gości, a może nawet większości, też gówno znali się na muzyce poważnej.

W salonie zrobiło się gwarno. Niektórzy rzucali się na jedzenie, jak wypuszczeni z turnusu dla grubasów. Z kolei inni ignorowali wszelkie potrawy i tłoczyli się przy alkoholach w ogrodzie i w salonie. Obydwaj barmani nie mieli chwili przerwy. Szczęście, że część alkoholu kelnerzy roznosili na tacach. Kiedy w salonie objadano się frykasami, w ogrodzie rozstawiono stoliki, które obsiadła większość gości po zakończeniu posiłku. Kwartet usytuowany w głębi ogrodu teraz grał znacznie lżejszą muzykę. Kolorowe lampiony rozjaśniały ogród pogrążony w mroku, reflektorki oświetlały wybrane drzewa. No, nastrój do rozmów i zabawy, jak znalazł.

Gospodarze głośno dyskutowali ze znajomymi na temat usytuowania basenu w ogrodzie. Zamierzali wybudować go w przyszłym roku. Wszyscy stali z kieliszkami w dłoni.

– Głupi pomysł – smutno uśmiechnąłem się, kiedy pomyślałem o moim prezencie. – Może jakaś moja rówieśniczka doceniłaby taki gest, ale Joanna da sprzątaczce apaszkę. Na ścierkę do kurzu! – zdegustowany pokręciłem głową. Pieniędzy też było mi szkoda.

Starałem się jakoś odpędzić zły humor, a przy okazji rozglądałem się za możliwością opuszczenia imprezy „po angielsku”. Przy drzwiach stał spory „Klocek” w garniturze.

– Tego to i we trzech bym nie przesunął – oceniłem potencjał „Klocka”. Byłem syty, doceniałem smaczne jedzenie. Piłem już tylko soki, bo jutro znowu o ósmej muszę być w pracy. – Dlaczego zostałem zaproszony? – ciągle zadawałem sobie to pytanie i nie znajdowałem sensownej odpowiedzi.

@

Widziałem kilka osób w moim wieku. Część z naszej firmy, z działów B i C, więc znałem ich tylko z widzenia, część zupełnie mi obca.

– Pewnie spoza firmy, ale facet ma gust – pomyślałem z uznaniem.

Dziewczyny były wystrzałowe! Wyglądały olśniewająco. Fryzury, makijaże, stroje, szczupłe sylwetki. Zależało im, żeby efektownie wyglądać. I żeby inni to dostrzegli. Dlatego zachowywały się tak hałaśliwie. Przesadnie głośny śmiech, przesadne gesty, przybierane pozy, marne aktorstwo, zbyt głośne komentarze. Kiedy mijałem ich grupkę, żadna nawet nie zatrzymała na mnie wzroku.

Za to mąż szefowej niezmiennie cieszył się ich wyjątkowymi względami, chociaż stało tam jeszcze kilku mężczyzn. Tylko wobec niego zachowywały się żenująco spolegliwie. Gdyby kazał im szczekać, zapytałyby: Jak długo? Właśnie opowiadał coś i jedną dziewczynę objął ramieniem, a ona, atrakcyjna blondynka o delikatnej urodzie, prawie położyła się na nim. Przyjrzałem się. Facet, obejmując dziewczynę, naciskał dłonią jej pierś. On ją publicznie macał! Blondynka, miała ze 20 lat, w ogóle nie zaprotestowała, nawet się nie odsunęła! Odwróciłem się z niesmakiem.

– Całe szczęście! – westchnąłem z ulgą. Byłem zadowolony, że te dziewczyny nie zauważały mnie. Zdawałem sobie sprawę, że mógłbym być dla nich jednie wygodnym tłem. To nie były moje sfery towarzyskie.

Dziewczyny stawały się coraz bardziej hałaśliwe, blondynka zdążyła położyć głowę na ramieniu gospodarza, a jego dłoń nadal ściskała pierś. On nie robił tego nachalnie, ale trudno takie zachowanie nazwać przypadkiem. Inne chyba jej zazdrościły! Blondynka zachowywała się, jakby została wyróżniona. W ogóle atmosfera imprezy stawała się coraz bardziej swobodna.

– Co za hipokryzja! – westchnąłem z rozgoryczeniem. – W pracy mężczyźni pilnują, żeby ich nie oskarżono o molestowanie, ustanawiają zakazy, przepisy, regulaminy, a kobiety cieszą się z tych ograniczeń – pokręciłem głową. – Z kolei podczas imprezy kobiety i mężczyźni robią prawie wszystko, żeby nadrobić czas zmarnowany na przestrzeganiu przepisów w firmie!

@

Zdegustowany wycofałem się do salonu. Na czysty talerzyk znowu nałożyłem sałatek i mięsa, wziąłem widelec, dużą szklankę coli i zniknąłem w głębi ogrodu. Jeszcze widziałem gospodarza wchodzącego z blondynką i jej koleżanką, brunetką, do salonu. Teraz obejmował brunetkę. To była efektowna dziewczyna.

– Chyba znam ją... – zmrużyłem oczy, uważniej przyglądając się dziewczynie.

Kiedy dłoń zsunął na jej pośladek, spojrzała na niego i uśmiechnęła się, pokazując piękne, białe zęby. Zrewanżował się bardziej stonowanym uśmiechem. Tak, dobrze znałem tę brunetkę. Gdy spojrzała w moim kierunku, udała, że mnie nie dostrzega, a przecież nie mogła mnie przeoczyć. Znaliśmy się od dawna.

– W ogrodzie za chłodno czy za dużo świadków? – byłem zgryźliwy wobec niej i swawolnego gospodarza. – A może facet lubi brać od razu po dwie suczki w zaciszu prywatnego gabinetu? Cóż, baw się dobrze, Eliza... – mruknąłem pod nosem.

@

DN.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach