Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





"Czlowiek", akt 4 "Chlopcy" (4/4)

Po raz pierwszy, od kiedy prowadzimy nasze biuro, Lead zamiast na swoim legowisku, krześle w kącie lub jakimś innym bardziej dogodnym do obserwacji punkcie usiadł na miejscu dla gości. Zaplótł dłonie między kolanami, obserwując podłogę. Uniosłem kolejny raz wzrok znad wręczonej mi przez niego kartki, kpiąco się uśmiechając, po czym wracałem do czytania. Wreszcie jednak postanowiłem przestać trzymać go w niepewności i odłożyłem ją.

- Tak, scenografia i rekwizyty ładne. - powiedziałem, obserwując go - Pytanie, co z głównym bohaterem? To nie będzie bawienie się "w nikt tego nie sprawdzi", ale jednocześnie "nie, za bardzo boli". Nie chce, żebyście traktowali to jako jednorazową przygodę. - nadal nic nie mówił, patrząc na swoje ręce - Astrid to nie kundel obalający śmietniki i walczący z innymi psami o przetrwanie, ale rodowita sunia, którą należy usadzić na poduszce i przepełnić poczuciem, że jest wyjątkowa. Niepowtarzalna. Odwrotność tego, co powtarzałem tym, którzy tu przychodzili. Twój brat, siostra, mama, ojciec nie jest kimś więcej, niż kobietą, mężczyzną lub jeśli trzeba obojgiem. Jeśli go kochasz, nie ma nic złego w okazywaniu sobie tego. Ty, Impie, kochasz jednak coś, co należy do mnie. To nie jabłko kupione w supermarkecie, dwa euro za kilogram. To owoc dzikiej jabłoni, dojrzewający w słońcu przez kilka miesięcy, podlewany deszczową wodą i oczekujący na zerwanie lub spadnięcie na ziemię na zatracenie. Widziałeś w nocy jak można krzywdzić kobietę, nawet na tak pięknie zapowiadającej się scenie.

- Kiedy pierwszy raz ją szef przyprowadził, wydawała się taka niewinna i słodka. - powiedział, nadal patrząc na swoje ręce - Siedziała cały czas blisko niego, ale zerkała w moją stronę i czasem posyłała mi uśmiech. Kilka dni później pierwszy raz rozmawialiśmy, a na koniec dnia dała mi buzi. Po prostu, dostałem od niej całusa. Nie miłosnego, ale przyjemnego, bo powiedziałem, że Szef mnie chyba nie lubi, skoro chce, żebym był chłopakiem. "Ja jestem ich sunią i niczego nie żałuje, może więc ty zostań jego chłopcem do pomocy, a dostaniesz coś szczególnego?" Potem leżąc w łóżku wyczekiwałem, aż będę mógł iść do pracy, by spotkać Szefa i mieć nadzieje, że ona z nim będzie. Kiedy byłem 1432, co najwyżej raz na dwa tygodnie trafiało się zgłoszenie, że ktoś ma na mnie ochotę, bo wyglądam w ten sposób. Tu jednak byłem Lead, twardy chłopak. Miałem dziewczynę, która dosłownie wygląda jak urwana z innej, piękniejszej bajki i Szefa, któremu nie wydaje się, on naprawdę jest w stanie rządzić wszystkim. Byłem ciekaw jak to się skończy. Pojutrze Szef wyjedzie, ja wrócę do bycia 1432, Astrid zostanie przy pani Dei w willi i...

Położyłem na stole swoje pismo i przesunąłem w jego stronę. Spojrzał na nie i przeczytał szybko, przebiegając oczami. Otworzył usta. Podniósł wzrok w moją stronę.

- Mam nadzieje, że nie przeszkadza Ci, że zostawiłem Lead? - zapytałem - Ale z tego co mówisz, budzi to w tobie dobre skojarzenia. Deirdre z Anitą to pozałatwiały, ja jedynie poprosiłem o pomoc. Nie zmienia to faktu, że to jedynie pusta karta, ale Dei chce mieć przy sobie jakiegoś faceta jak wyjadę. Nie żebyś miał się z nią pieprzyć, o tym mowy nie ma. Raczej będziesz partnerem naszej suczki i robił dla niej to, co często robiłeś dla mnie. Anita weźmie Cię na przyuczenie osobiście. Liczę, że nie zmienisz się przez nią w nudną pizdę, tylko pozostaniesz Impem z różkami i kopytkami, który będzie godny tego gabinetu. - położyłem rękę na kartce - Mówiąc staroszkolnie, Astrid zostanie dzisiaj prawdziwą kobieta, a ty prawdziwym mężczyzną. Mogę mieć nadzieje, że Negan też dorośnie. - podniosłem się i wyciągnąłem do niego rękę - Przygotujemy wam wszystko, reszta jednak będzie w waszych rękach.

- Dziękuje, Szefie... - powiedział, marząc się i pociągając nosem, ściskając moją dłoń - Sprawię, że będzie szczęśliwa do końca życia, tak jak Szef obiecał to pani Dei.

- Tego akurat nie obiecałem, ale niech Ci będzie. - odparłem - Oczekujemy Cię po południu.

Kiedy wyszedł, znów przeszedłem po swoim pokoju. Dei przyłożyła się do jego wystroju, a budowlańcy odtworzyli wszelkie szczegóły, które pragnęła uwypuklać, by stworzyć poczucie przekroczenia miejsca odmiennego niż wszystko na tym świecie. Sprytnie poukrywane za przesuwanymi panelami w ścianach miejsca, mogące zepsuć iluzje. Czarne, chropowate ściany z nierównych kamieni połączone białą niczym śnieg zaprawą. Pojedyncze źródła światła, których żarówki przywodziły na myśl płomienie. Wykonane na specjalne zamówienie z granitu meble, którym wygodę zapewniały wyłącznie skórzane poduszki. Wielkie, a co najważniejsze bardzo ciężkie, biurko z łacińskimi inskrypcjami, które przywodziło na myśl nagrobek. Ten, kto tu wchodził, wkraczał do otchłani, a ona mu odpowiadała. I tylko jedno, co dawało jakieś poczucie bezpieczeństwa i spokoju.

Wielkie okno umieszczone za plecami, które ukazywało niewielki, otoczony murem ogród, pośrodku którego pośrodku było małe drzewo. Nieprzenikniony mur i fakt, że okno było niemożliwe do otwarcia, czynił tamto miejsce niedostępnym w normalny sposób. Stąd wysoka, pokryta chwastami trawa, dzikie kwiaty i mogące rosnąć samotnie drzewo. Uśmiechnąłem się do niego i zamknąłem drzwi. Już tutaj nie wrócę.

Stanąłem przed żółtą strefą, akurat jak wychodziła Anita. Uśmiechnęła się do mnie, po czym wskazała swój samochód. Kiwnąłem głową. Myśl, że mogłem wcześniej dobiec do willi bolała. Usiadłem w środku spokojnie.

- Nadal Cię nie lubię. - powiedziała, jadąc okrężną drogą - Jesteś idiotą, który rzuca rzeczami w ścianę, sprawdzając co się przyklei.

- Przynajmniej przestałaś być nudną, marudną cipą. - odparłem, rozkładając się w skórzanym fotelu - Sypiasz z kimś teraz?

- Cóż, twoja lepsza połowa zaproponowała, by zamiast szukać kogoś na siłę, spróbować założyć konto na portalu randkowym... - powiedziała, nieśmiało - Doradziła, by nie pisać wprost "jestem dziedziczką wielkiej fortuny, która pomaga ludziom w kazirodczych związkach" tylko "samotna psycholog, która lubi orientalną kuchnie i filmy romantyczne pozna...". Mam trzy anonse....

- Widzisz? Może jeszcze będzie z Ciebie kobieta, a nie chodząca władcza cipa. - odpowiedziałem, zamykając oczy - Nastaw się na to, że jak w życiu dostałaś tyle słodyczy i seksu, to teraz czas tym wszystkim zwymiotować i zacząć się normalnie odżywiać.

- To wiem. - odetchnęła - Jeszcze miesiąc temu nie mogłam się doczekać tego dnia, aż pojedziesz, a teraz mam wrażenie, że czegoś mi zabraknie...

- Kogoś, kto będzie Cię wkurwiał i gryzł w dupsko, żebyś robiła cokolwiek? - powiedziałem, nadal snując się wśród wibracji - Spoko, Dei zawsze chętnie Ci da kilka klapsów, jak będziesz niegrzeczna. W pakiecie "jesteś najcudowniejszą istotą, jaką mogłem znaleźć" było "biseksualna", a ja nie mogę się gniewać, że ma swoje zachcianki.

- I dlatego Cię nie lubię. - zaśmiała się - Może powinieneś jednak zostać?

- Ja jebie, najpierw "zło, wypierdalaj", teraz "a może jednak zostaniesz, potrzebujemy diabła i jego diabelskich sił". - otworzyłem oczy - Nie, mam zabukowany bilet na pociąg i też chce zobaczyć swojego ojca. Co prawda nie będę mógł mu opowiedzieć, jak spędziłem wakacje.

- Więc co mu powiedziałeś? - zaciekawiła się

- Wiktor posiada farmę owiec, więc dwa miesiące będę się napychał serem, mlekiem i wrócę taki gruby, że nie wejdę po schodach. - odpowiedziałem, a ona wybuchła śmiechem - Ale poznam tez inną kulturę, poćwiczę język i spędzę miło wakacje. W sumie, ej, całe wakacje gadam tylko po angielsku i naprawdę spędziłem je miło. Zaopiekujesz się moim Impem?

- O ile nie będzie takim wielkim fiutem jak ty, to tak. - odparła - Najbardziej szkoda mi Dei.

- Akurat ona najlepiej rozumie konieczność tych decyzji. - zatrzymaliśmy się pod budynkiem - Wasz brat chciałby usiąść z wami do stoliczka, by się pobawić.

- Negan? - zapytała, unosząc brwi - On i Mii zawsze się izolowali od rodziny i...

- A teraz ruda jest szczęśliwa, że ma wspaniałą starszą siostrę, która spóźniła się z jedenaście lat w daniu jej fajnego życia. - odpowiedziałem, nadal siedząc na fotelu pasażera - Do brata spóźniłaś się pięć lat, do ojca nawet nie wiem ile. Może kurwa wreszcie zamiast tylko patrzeć jak ruchają się inne parki w ten sposób, bądźcie bardziej rodziną. Jakoś jak was na to naprowadziłem, to nikt nie doznał orgazmu, ale było wam miło.

- Może... - powiedziała - Zadzwonię do niego i...

- Chce znów móc spędzić noc z Mii. - przerwałem jej - Raczej nie będą się seksić, jedynie leżeć obok siebie pod jedną kołdrą. Jeśli więc możesz, szepnij jej kilka dobrych słówek na temat brata. Żeby w razie przyszedł, zamiast być androidem zaprogramowanym na destrukcje ludzi, mogła z nim porozmawiać jak z nami. On też nad tym pracuje. Z fatalnymi wynikami, ale pracuje. Pobaw się w jakiegoś mediatora między nimi czy coś. Są twoim młodszym rodzeństwem, nie klientami. - odetchnąłem - Idę, mam nadzieje, że Jula ma już obiad. Dzięki za podwózkę.

- Drobiazg. - odparła, zastanawiając się - Dzięki, Diable. Dzięki, że nas odwiedziłeś.

- Wbrew wszystkiemu, nadal nie jestem Diabłem. - odparłem, wysiadając

Astrid moczyła się w mleku, patrząc na mnie znów z tą samą miną, co gdy zafundowałem jej po raz pierwszy taką kąpiel. W łazience znów byliśmy sami, tylko ja i ona. Delikatnie myłem jej ciało gąbką, z milczącym uśmiechem.

- Pani Dei powiedziała, że dzisiaj jest ten dzień... - zaczęła wolno - Czyli jednak się zgodziła?

- Tak. - powiedziałem, przelewając je dzbankiem przez jej piersi i gładząc je - Ale ja będę tylko patrzał, kochanie. Dla mnie jesteś tylko szczeniakiem, który jest fajny by go pogłaskać, zapewnić mu trochę pieszczot lub nakarmić. Wizja umieszczenia w tobie swojego fiuta jest mi odległa o lata świetlne. Kiedyś już miałem psa, wabił się Grant. Rozjechała go śmieciarka. - pogładziłem ją po tyle głowy - Dostaniesz od mnie buziaka, a potem oddam Cię w ręce kogoś, kto zajmie się tobą tak, jak będziesz miała ochotę. Będziemy nadal przy tobie, ale ta chwila będzie należała do Ciebie i twojego serduszka, dlatego nie bój się jej ponieść.

- A jeśli wtedy stracę swój urok? - zapytała, zmartwiona

- Nic nie zmieni faktu, że należysz do mnie i do Dei. Byłaś prezentem, którego chciałem i mogłem się z nią nim podzielić. - uśmiechnąłem się do niej - Tak wiele razy byłaś zawiedziona, że nie chce się z tobą kochać, a teraz żałujesz, że to dostaniesz?

- Nie wiem, czy będzie tak jak wy to opowiadacie. W sensie... - zastanowiła się - Zawsze, jak zapraszacie Leada, to nie pozwalacie mi wchodzić do sypialni, a potem dosłownie widzę jak pan wygląda i jak inna jest pani Dei... Czy ja też tak będę miała?

- Nie wiem, kochanie. Nie przewiduje twojej przyszłości, jedynie własną. - położyłem rękę na jej brzuszku - Wiem jednak, że on dołożył wszystkich starań, by choć móc Ci dorównać. Obiecuje, że jak będzie Ci niewygodnie i będzie na to nadal naciskał, to mu skręcę kark.

- Jemu? - zastanowiła się, marszcząc nosek

- Pewnemu chłopcu, który stara się być mężczyzną. - odparłem - Zapamiętaj sobie jedno. Przyjemność jest jak zsikać się w spodnie w środku zimy. Wszyscy widza, ale tylko ty czujesz ciepło. - zachichotała - No dobrze, ubierzemy Cię teraz ładnie i pójdziemy. Dostaniesz od mnie buziaka i reszta będzie należała tylko i wyłącznie do Ciebie. - pokiwała głową

Postawiliśmy znów na ten delikatny, niewinny wygląd. Pachnąca ładnie, z swoimi loczkami i uszkami wyglądała jak zakazany owoc, którego zerwanie mogło wywołać gniew. Ten, kto jednak miał go zebrać, miał przyzwolenie ku temu. Doszliśmy razem do drzwi, trzymając się za ręce. Dei uśmiechnęła się, pogładziła ją po głowie. Astrid wyciągnęła do niej twarzyczkę, by dostać buziaka, potem do mnie, by również go dostać. W trójkę weszliśmy do sypialni.

Zasłonięte okna, świece stanowiące źródło światła, satynowa pościel, bita śmietana i inne rzeczy zgodnie z prośbą Leada zostały dostarczone. Przygotował wszystko dokładnie, według własnego widzi mi się. Podobnie jak wczoraj, oglądając bolesne wygibasy Negana, usiadłem z Dei na kolanach na fotelu obserwatora. Drugi zajął Negan. Skryte w cieniu, pozwalały właściwie już po chwili im zapomnieć o naszej obecności.

Już po chwili, gdy w tle leciała cicha romantyczna melodia, ubrania obu leżały na ziemi. Całowały się namiętnie, obściskując, jakby chciały zlepić swoje ciała w jedną masę, ale z drugiej strony zamiast wrażenia dzikości i szalonego napalenia, było to oglądanie spokojnego tańca płomienia świeczki. Negan łagodnie prowadził sznur po jej ciele, więżąc nadgarstki, a sama Astrid wydawała się być tym nie tyle zaskoczona, co oczarowana. Chciała, by ją krępował. Z czułością dotykał jej ciała, ustami i dłońmi, karmił małymi porcjami białej śmietany i widać było, jak blondynka rozgrzewa się niczym nabierająca prędkości lokomotywa. Doskonale wyczuł moment, gdy rozluźniła się, by łagodnie najpierw przecierając kciukiem, potem przeciągając językiem dotknął jej kobiecości i wsunął do środka podarowany przez Dei strapon. Nie nachalnie, w całości, ale najpierw czubek, by nasza sunia lekko jęknęła, co od razu zebrał swoimi ustami w pocałunku i dopiero wtedy wsunął się głębiej. Kiedy go wynurzył, dało się na nim dostrzec, czego dokonał.

Tym razem to ja poczułem dłoń Dei na kroczu. Uniosłem brwi, spoglądając na nią, ale nie patrzała na mnie. Ściskała go delikatnie przez spodnie, mając go między udami i dyskretnie rozpinając mi rozporek. Ułożyłem dłoń i usta, tak jak kiedyś wspomniała, że uwielbia i tym samym podsyciła pieszczoty. Oto, oglądając to jak uprawiają seks nasze zwierzątka, sami czuliśmy chęć na siebie.

Kochały się długo, cały czas nie wytracając romantyzmu. W momencie, kiedy Astrid przejęła inicjatywę, zrzucając mojego impa pod siebie i obejmując go spętanymi nadgarstkami za szyję, nabrało to znacznej namiętności. Nie trzeba było zgadywać, że w momencie gdy nagle zatrzymała się, odrzucając głowę do tyłu, by jej oczy napotkały nasze, co właśnie przechodzi. Nie musiała też krzyczeć, ani nawet mówić, by wiadome było co ma zamiar powiedzieć. Uśmiechnąłem się pod nosem. Kątem oka spojrzałem na Mulata, który siedział z otwartymi ustami, po czym cicho wstał i wyszedł, jakby spieszył się do łazienki. Albo na własne doznania. Dei wyprowadziła mnie, trzymając za guzik od spodni, bez słowa, gdy nasze dzieci zaczęły kolejną rundkę.

Zsunąłem spodnie i położyłem się obok w naszym, już chcąc ją znów złapać, ale oberwałem po łapie. Spojrzałem na nią smutno.

- Jutro. - powiedziała, uśmiechając się - Pójdziemy tylko na śniadanie, a potem wrócimy do pokoju, zabije je deskami, zamknę łańcuchami i zamuruje, byleby nikt nie mógł wejść ani wyjść do pojutrza rano.

- Ale co, żebym nie uciekł jak wyjmiesz trzynastkę czy chcesz po prostu tak bardzo chcesz mieć mnie tylko dla siebie? - zapytałem, obejmując ją jedynie

- Nie chce Cię tracić. - odparła, przytulając się do moich nowych tatuaży - Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mogła się mi przytrafić i masz po prostu odejść?

- Ej, kradniesz moje teksty. - odpowiedziałem - Mówiłem Ci już. Wierzymy, że możemy obłaskawić wszystko, nawet siły natury i kosmosu, pragniemy naginać je do własnej woli. Jedynie czas jest poza naszym zasięgiem. Ten spędzony z tobą chciałbym móc rozciągać z sekund do minut, minut do godzin, a godzin do tygodni. Jesteś ogniem, który mnie ogrzewa i światłem, które prowadziło. Zwycięstwem, w grze o której nawet ja nie wiedziałem. Pozostaje mi wygrać jeszcze w dwie gry. Tej, która toczy się tutaj i tej, która trwa niezależnie od niej.

- Wrócisz, gdy wygrasz w tamtą. - powiedziała, całując mnie tak mocno, że straciłem na chwilę oddech

Przy śniadaniu mama wydawała się jeszcze bardziej radosna, niż zwykle, co rusz nucąc pod nosem. Nie pytałem dlaczego, ale miałem podejrzenia. Astrid leżała niemal w objęciach Leada, karmiona przez niego przygotowanymi kanapkami. Anita, Dei i Mia rozmawiały pogodnie. Wmusiłem w siebie miseczkę musli.

- Pojutrze wyjeżdżasz? - usłyszałem pytanie mamy

- Niestety. Pojutrze z rana mam pociąg powrotny. Koniec wakacji, trzeba wracać do normy. - odpowiedziałem, uśmiechając się słabo pod nosem

- Chcesz, to nadal mogę Ci załatwić papiery, że masz prawo jazdy i możesz sobie wybrać samochód z garażu Wiktora... - powiedziała, na zachętę - Możesz też lecieć samolotem i...

- Wolę jechać pociągiem. Prawie dwudniowa podróż z dwiema przesiadkami. O ile do granicy Polski pociągi mkną, tak w niej samej będę jechał połowę czasu. - odpowiedziałem - Mia, pamiętasz coś z kraju?

- Obwarzanki! - odpowiedziała - Mieszkaliśmy z mamą w Krakowie...

- Oh, czyli druga strona kraju dla mnie. - odparłem, uśmiechając się - Najedzona, kochanie? Dzikie zwierzęta czekają. - zapytałem Dei

- Tak. - odparła, uśmiechając się - Astrid, skarbeńku, poradzisz sobie dzisiaj? Możesz sobie pobyć z Leadem, tylko nie rozdrap sobie cipki od nadmiaru wrażeń. Pod drzwiami będziecie mieli Hannah, jakbyście miały ochotę. Zobaczymy się pewnie dopiero jutro rano.

- Przeżyjesz to, Dei? - zażartowała Anita

- Bardziej się martwię, że on mi umrze. - odparła jej z uśmiechem - Do zobaczenia za dwadzieścia cztery godziny...
Nie będę opisywał szczegółów, bo właściwie ich nie pamiętam. Nie liczyłem orgazmów, ilości przelanego potu, czy tego, że cała syntetyczna skóra odlepiła się od mnie pod koniec. Pamiętam za to, jak cudownie było, i tego, że w życiu nie miałem gorętszego dnia lata. No i fakt, zamiast już na śniadanie, udało nam się dopiero zejść na obiad, co zostało okraszone przez Wiktora dzikim śmiechem i brawami.

- Poskromiłem tygrysa. - powiedziałem do niego, siadając na swoim miejscu - Chyba mi wszystko połamał, wygryzł większość ciała, ale udało mi się. - staruszek zaśmiał się

- Przegapiłeś wizytę Negana. - powiedział, kręcąc głową - Pytał o Ciebie. Przyjedzie na kolację.

- Miło z jego strony. - odpowiedziałem, zabierając się ciężko do jedzenia - Zjem mniej, by mieć miejsce na kolację....

- Tak, rozumiem. - odpowiedział - Pozwól, że jednak dokończę. Wczoraj troje z pięcioro moich dzieci siedziało przy tym stole, ale nie dlatego, że działo się coś ważnego i żadne z nich nie rozmawiało ze sobą, a jak już to Anita mówiła coś wyrywkowo, a Mia opowiadała o wszystkim. Przeciwnie, miałem wrażenie, że oni doskonale się bawią. W pewnym momencie Mia zaproponowała, by Negan nawet pogłaskał jej Lynx...

- Mhm, ciekawe. - włożyłem widelec do ust - Może wreszcie ktoś im powiedział, że są rodziną?

- Może. - kiwnął głową - Pierwszy raz w życiu Negan został na noc w willi. Ani mu to zaproponowała, a on się upewnił, że może...

- Trzeba było się nie zgodzić. - odparłem kąśliwie - Jest dorosły, ma swoje mieszkanie. Co on sobie myśli, że to hotel?

- Dzwonił jeszcze twój tata. - powiedział, a ja westchnąłem - Upewniał się, że wszystko u Ciebie dobrze. Jutro jedziesz?

- Z rana. To trzydzieści sześć godzin jazdy, a ja nie umiem zasypiać w czasie jazdy. - odpowiedziałem - Co u niego?

- Jest szczęśliwy, że spędziłeś miło wakacje... - powiedział, ostrożnie po czym spojrzał na Dei - Wolisz poczekać z tą rozmową do wieczora lub gdy będziemy sami?

- Nie mam przed nią tajemnic. - powiedziałem, obejmując swoją ukochaną - Wie wszystko.

- Dobrze. - sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął kopertę podpisaną "Wiktoria" - Twoja wygrana. Dokładnie, jak chciałeś.

- Czyli co? - zapytałem, patrząc na nią - Myślisz, że mi się udało?

- Lepiej. - powiedział, uśmiechając się - Kiedy pierwszy raz o tym rozmawialiśmy, wydawało mi się, że wydajesz się nazbyt ambitny. Kiedy zaoferowałeś ten zakład, że doprowadzisz dużą grupę ludzi do robienia wszystkiego na co masz ochotę i to w dwa miesiące, nie byłem pewny. Mi zajęło to pięćdziesiąt lat i wciąż czasem zdarzają się krytyczne błędy. Ty? Kiedy się pojawiał jakikolwiek, nie ignorowałeś go, przeciwnie wykorzystywałeś je jako sposób na przeprowadzenie kolejnych zagrań, które zmieniały go w znacznie w kilka sukcesów. Łapałem się za głowę, zadawałem sobie pytania i próbowałem analizować... A potem zrozumiałem, że sam cały czas ulegałem tej twojej kontroli. Nie, Konradzie, ty nigdy nie byłeś człowiekiem. Ty cały czas byłeś pieprzonym diabłem, nie ważne jak mocno będziesz temu zaprzeczać.

- Nie byłbym w stanie tego zrobić bez niej. - powiedziałem, przytulając Dei, która uśmiechnęła się

- Wiktor ma rację, kochanie. - odpowiedziała, przytulając głowę do mojego barku - Nawet ja nie zauważyłam, kiedy zacząłeś mną władać, ale potem uświadomiłam sobie, że pokochałam to do granic możliwości...

- Oh, z tym bym się kłócił, czy tobą manipulowałem, ma królowo. - odpowiedziałem, całując ją - Gdyby tak było, spędzilibyśmy zbyt dużo czasu w łóżku... Ups... - wszyscy przy stole zaczęli się śmiać - Wąż jedynie skusił Ewę, by zabrała owoc z drzewa, ale to ona obdarowała nim Adama. Tak więc zawsze mówiłem jedynie, jak smaczne one są, a nie wiedziałem, czy ktoś się na nie skusi. Nie miałem wpływu na to, co będzie dalej. Mogłem jedynie zaczynać, ale nigdy nie byłem pewny dokąd to pójdzie.

- Mimo wszystko, udało Ci się. - odparł Wiktor, nadal kręcąc głową - Acz, będąc szczerym... Pozwoliłem sobie na małe ustępstwo. Powiedziałeś, że normalny człowiek taki jak ja czy ty, by zawsze postępował inaczej. Ale przecież my nie jesteśmy normalni, prawda? Dlatego pozwoliłem sobie wypłacić twoją nagrodę, kiedy zobaczyłem, jak łatwo pętasz swoją władzą Anitę, którą zawsze miałem za najtrudniejszą dla Ciebie rywalkę...

- Spoko. - odparłem, odkładając widelec i pijąc sok z szklanki - Ważne, by była taka, jak prosiłem.

- Dokładnie taka. - odpowiedział, kiwając głową - Co prawda, nie mówił o niej, ale po głosie sądząc, raczej nie jest jakiś nieszczęśliwy. Brzmiał nawet na dumnego, ale podejrzewam, że raczej chodziło o Ciebie.

- Dobrze. - kiwnąłem głową - O to głównie chodziło. To były cholernie dobre wakacje...

- Myślisz, że wrócisz tutaj? - zapytał Wiktor, patrząc na mnie - Ale powiedz prawdę.

- Jeśli będę mógł i będę potrzebny. - odpowiedziałem - Nie wzywa się diabła, by odkręcił słoik, bo można stracić niewspółmiernie dużo względem tej posługi.

- Może ujmę to w ten sposób. - powiedział Wiktor - Kiedy miesiąc temu zadzwonił do mnie twój ojciec, był piany. Powiedział mi o tobie coś, co przed mną zataiłeś...

- Pozwoliłem sobie to przemilczeć, bo się przyjaźnimy. - odparłem, wzruszając ramionami - Jednak moja królowa doskonale o tym wie.

- Nie zrozum mnie źle, ale wiesz, że z tym akurat mógłbym Ci pomóc? - zapytał jeszcze - Powiedziałem Juli i też próbowała Cię przekonać....

- Domyśliłem się. - odpowiedziałem - Nie, przyjacielu. Nasza gra dobiegła końca, gdy przekazałeś mi kopertę. Do swojej nie chce zapraszać nikogo. Chce ją przejść sam, bez oszustw i innych pomocy. Teraz to ja gram va banque.

Kiedy skończyłem to zdanie, do stołu dosiadły się Astrid w towarzystwie Leada, Mia wraz z Lynx i Anita. Jadalnie wypełnił gwar rozmów, które nie dotyczyły już bezpośrednio mnie.

Negan rzeczywiście przyjechał na kolację. Spokojnie rozmawiał z ojcem i ze mną, jakbyśmy robili to każdego dnia od mojego przyjazdu. Co rusz śmieliśmy się z czegoś na cały głos, co wzbudzało uśmiech politowania pań, ale było to przyjemne pożegnanie. Wiktor jak zwykle zaproponował karty, a ja zasugerowałem jeszcze dwóch graczy pod postacią Negana i Leada. Obaj zgodzili się i tak oto, z butelką whiskey siedzieliśmy, gdy za oknem zaczął padać powoli deszcz.

Pierwsze rozdania były zachowawcze, głównie wygrywał Negan, który okazał się mieć naturalny dryg i farta do kart. Lead radził sobie jako tako, ale widać było, że Poker to nie jego gra. Kiedy znów rozdawałem, wystawiłem dość pokaźną sumę żetonów w ciemno, zmuszając wszystkich do obstawienia. Potem każdy wymieniał karty. Podbiłem kolejny raz, a mój pomocnik spasował, nie mając czym zagrać. Negan i Wiktor mogli mnie sprawdzić.

- Jak myślisz, synu... - powiedział Wiktor, patrząc na Negana - Blefuje nam czy naprawdę ma dobry układ?

- Hm... - zastanowił się chłopak, patrząc na mnie - W sumie, niech mu będzie. Podbijam.

- To ja też. - odparł mój przyjaciel

- Więc sprawdzam. - wyrównałem stawkę, tak, że został mi ostatni najmniej warty żeton

Negan miał dwie pary ósemek i czwórek. Wiktor wyłożył fulla strita od trójki do siódemki.

- Nigdy nie miałem potrzeby blefu. - wyłożyłem dwójkę - Czasem...- wyłożyłem siódemkę - ...przemilczałem... - położyłem jopka - ...albo korygowałem... - położyłem asa - prawdę. - położyłem czwórkę - By uzyskać lepszy wynik. - wszystkie były karo - Kolor.

- Wygrał. - powiedział Lead, otwierając usta - Nie miał żadnej pewności z takim układem, ale wygrał...

- Nigdy nie ma pewności, Lead. - odpowiedziałem, przyciągając do siebie wygraną - Na tym polega magia ryzyka. Jeśli wiesz, jak je niwelować dla siebie a zawyżać wobec ofiar, zaczynają Cię nazywać diabłem.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Michalina Korcz

Tada. Przepraszam, że czas oczekiwania na tą część był dłuższy, niż poprzednie, ale jak widać, jest obszerniejsza.
Pozostał nam Epilog, który właściwie wyłącznie uzupełni dziury w całości (da się ich domyślić, ale nie uprzedzajmy faktów) i będzie stanowił tą ostatnią wisienkę na torcie.

Gdzieś jeszcze w najbliższym czasie pojawi się "Zastępstwo", czyli one shot (tym razem tylko 8 stron!).

Jak zwykle dziękuje za wspaniały odzew na moje opowiadania wszystkim, którzy dotrwali aż tutaj i śledzili z zaciekawieniem przygody diabła człowieka Konrada. Buziaki i cukierki dla was.  


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach