Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Braterstwo cz.4

- Kiedy nam powiedzą?     - zapytał Mark.
- Nie wiem. To może potrwać nawet kilka godzin – odpowiedziała Mbu.
- Może wcale nam nie powiedzą. Tylko przyjdą, nadzieją na ruszt i powieszą nad ogniskiem – zażartowałem.
- Nie sądzę, żeby mieli się połasić na wasze serdelki – odparła ze śmiechem Mbu, wzrokiem wskazując na mojego skurczonego penisa. Strzał był celny i trochę zabolało – szczególnie, że rozbawiło to także Adę.  

     Fakt – w porównaniu z wyposażeniem wojowników, którzy nas eskortowali i tych, których widzieliśmy w wiosce, nie wyglądał imponująco. Nie to, żebym im się specjalnie przyglądał, chociaż to oczywiste, że faceci porównują swoją męskość. Po prostu trudno byłoby ich nie zauważyć, kiedy wszyscy chodzą nago. W kraju, mój penis wyglądałby przeciętnie – wiem, bo nie raz widziałem kolegów pod prysznicem, ale tutaj niestety, rozmiarem znacząco odbiegał od grubych i długich zwisów tubylców. Tym bardziej w stanie spoczynku. Tak już mam. Czasem jak się skurczy, to zostaje sama główka, reszta jakby gdzieś ginęła, znikała. Choć teraz, gdy spojrzałem na penisa Marka, to wcale nie wyglądał lepiej. Taki sam serdelek.

     W milczeniu oczekiwaliśmy na decyzję o dalszym losie, dla zabicia czasu tworząc z kolczastych gałęzi dodatkowe, wewnętrzne ogrodzenie, zabezpieczające nas przed zdeptaniem przez kozy, ale w końcu zmęczenie dało o sobie znać. Pierwsza Ada zwinęła się w kłębek i zasnęła z głową opartą na moim udzie. Kiedy i mnie sen zaczął morzyć, położyłem się na boku, przytulając do jej pleców. Oparła głowę na moim ramieniu. Spaliśmy na gołej ziemi, omiecionej wcześniej z kozich bobków, lecz nie mieliśmy niczego do przykrycia się. Po jakimś czasie przebudziłem się, czując lekki chłód na plecach i w nogach. Przytuliłem się mocniej do Ady, aby dać jej więcej ciepła, ale też samemu lepiej się ogrzać. Moje wiercenie nie uszło uwadze Mbu, która spała bardzo czujnie w objęciach Marka, w pewnej odległości od nas.

- Zimno. Możemy się do was przytulić? Będzie nam cieplej - wyszeptała.
- Jasne! Chodźcie – odpowiedziałem nie odwracając się.

     Po chwili poczułem jak wtula się we mnie, kładąc się na boku, rozgniatając swoje wielkie piersi na moich plecach i obejmując ręką tors. Jej owłosione łono miło połechtało mi pośladek, a uda przywarły do ud, dając dodatkowe ciepło. Po chwili jeszcze ręka Marka wylądowała na boku Mbu i moim. Widocznie wkleił się w swoją dziewczynę tak, jak ona we mnie. Leżąc w środku, byliśmy w najbardziej komfortowej sytuacji, ogrzewani z przodu i z tyłu. Ale taki układ miał jeszcze inne konsekwencje. Dotyk piersi Mbu i jej włochatej cipki, całkowicie mnie rozbudził. I nie mówię tu tylko o śnie. Zapomniałem o pieczeniu skóry spalonej słońcem, zapomniałem o zmęczeniu, nie zaprzątałem sobie głowy niepewnym jutrem, po prostu nie mogłem myśleć o niczym innym, jak o gorących piersiach wciśniętych w plecy, o łonie dotykającym mojego tyłka, o oddechu muskającym szyję. Miałem ogromną erekcję. Liczyłem, że może ją przeczekam, że krew odpłynie, albo przyjdzie sen, lecz minuty mijały, zaczynało boleć podbrzusze, a twardość korzenia nie zamierzała zniknąć. Zacząłem wolną ręką majstrować przy cipce Ady, lecz ta tylko zacisnęła uda i odsunęła moją dłoń.  

     Nie dałem za wygraną – tym razem zaatakowałem od tyłu. Rozchyliłem jej pośladki, przesunąłem palcami kilka razy wzdłuż szparki, rozchylając wargi i wsuwając pojedynczego palca – kontrolera nawilżenia. Wszystko było w porządku. Naparłem penisem na rozwarte wrota, z lekkim oporem wprowadzając go do środka. Poczułem jak Mark unosi ramię, a za chwilę jego dłoń wsunęła się pomiędzy mnie, a Mbu. Zniknęła w nich jedna z czarnych piersi, ale sutek drugiej nadal smyrał mnie po plecach. Byłem tak podniecony, że zacząłem ostrą jazdę, zupełnie już nie zważając na bliskość naszych towarzyszy. Po chwili jednak poczułem, jak cipka Mbu rytmicznie uderza w mój pośladek.  

     Zorientowałem się, że to nie wynik moich ruchów, gdyż była w tym pewna dysharmonia. Po chwili pierś Mbu została uwolniona, a palce Marka podążyły do łechtaczki. Teraz one obijały się o mój tyłek.  
Mbu oddychała coraz płycej, dysząc mi prosto w kark, a gdy zaczęła jęczeć, myślałem, że zwariuję! To było tak niesamowicie podniecające, słyszeć jej westchnienia i pojękiwania tuż przy uchu, że stałem się twardy, jak nigdy dotąd. Ada czuła to bardzo dobrze, bo stymulowana członkiem jak ze stali, zaczynała zbliżać się do finału. Znam ją na tyle, że wiem dokładnie, kiedy to nadchodzi. Ale tym razem Mbu doszła wcześniej. Dosłownie o sekundy, ale wcześniej. Szczytując, zawyła i wbiła zęby w mięsień nad moim obojczykiem, a mnie przeszył niesamowity spazm orgazmu, jakby tym ugryzieniem zwielokrotniła intensywność odczuwania rozkoszy. W tym momencie Ada także zadrżała wstrząsana falami ekstazy. Ostatni doszedł Mark. Jeszcze dłuższą chwilę leżeliśmy wszyscy ciężko dysząc, by ponownie utworzyć kłębek leżących na boku ciał, wtulonych „na łyżeczkę”. Teraz, zaspokojeni zasnęliśmy bez problemu.

     Nie wiem, jak to się stało, ale kiedy się obudziłem, poczułem pod palcami lewej dłoni, owłosione kobiece łono. Przeczesałem je, lokalizując szczelinkę zakończoną dość dużą łechtaczką. Powoli docierało do mnie, że to nie Ada – ona się goli i ma mniejszy guziczek. Musiałem nieświadomie we śnie natrafić na inną myszkę. Teraz miałem dylemat – zabrać dłoń, czy jeszcze chwilę nacieszyć się ciepłem obcej kobiety. Zabrałem. Ale dopiero po jakimś czasie. Słabiutki mam charakterek. Jeszcze chwilę leżałem, przenosząc dłoń na pierś mojej Ady. Obudziłem ją tym.  

- Sikuuuuu! – wyszeptała wstając.  

     Musiałem także się podnieść, bo przecież nie może sikać tu gdzie śpimy. Wstając, rzuciłem okiem na Mbu, która z szeroko otwartymi oczami, uśmiechnęła się do mnie. A więc wiedziała, że trzymałem ją za myszkę. Spiekłbym raka, ale wczoraj słońce zrobiło to za mnie. Miałem nie tylko gębę czerwoną, ale także większość ciała. Pomogłem Adzie zrobić wyjście z naszego zakątka i wraz z nią poszedłem się wysikać. Nigdy nie krępowało nas robienie tego razem, ale poczułem się trochę dziwnie, gdy dołączyła do nas Mbu. Przykucnęła i szerokim strumieniem opróżniła pęcherz. W odróżnieniu od Ady, która kucała ze złączonymi udami i szeroko rozstawionymi stopami, robiła to z rozszerzonymi nogami. Strumień moczu wylatywał łukiem do przodu. Nie mogłem oderwać wzroku - widok jej sikawki hipnotyzował mnie. Po chwili przyszedł jeszcze Mark, rozespany, z lekkim wzwodem i zaczął szczać na kolczasty płot. Pomyślałem sobie – sikanie ok, ale jak przyjdzie załatwić grubszą sprawę, to jednak wolałbym być wtedy sam.

     Rozejrzałem się – w zagrodzie nie było kóz, a wejście było otwarte. Nie było także dwóch wojowników, którzy wczoraj nas pilnowali.

- Chyba możemy wyjść – zakomunikowałem.

     Mbu podnosząc się zatrzęsła pupą, strącając z warg ostatnie krople moczu. Ada zrobiła tak samo – nie było papieru, ani chusteczek, którymi można się podetrzeć.  
- To chodźmy. Nie mamy tu nic do roboty – oświadczyła Mbu.
- Prowadź! To twoja wioska – powiedział Mark.
- Najpierw pójdziemy do Ukele.
- To ten z kijem?
- Tak. Jest naszym szamanem.
Zaprowadziła nas do chaty szefa wioski, siedzącego w cieniu, pod jednym ze słupów podpierających dach.  
- Co postanowiła rada? – zapytała Mbu.
- Rada postanowiła pozostawić decyzję wam. Możecie zostać, jeśli przyjmiecie nasze zasady i obyczaje, albo opuścicie wioskę.
- Ile mamy czasu na podjęcie decyzji?
- Do południa.

Odeszliśmy kilka kroków, choć nie sądziliśmy, by znał angielski.

- To co? Może lepiej odejdźmy? – zapytała Ada.
- Zapomniałaś, co robią z odchodzącymi? – odpowiedziałem pytaniem.
- Ale my nie splamiliśmy honoru, może pozwolą nam zwyczajnie odejść – włączył się Mark.
- Wam może tak, ale mnie na pewno będą chcieli ukarać, za sprowadzenie obcych i życie z białym – Mbu mówiła to z wyraźnym smutkiem w głosie. Nie spodziewała się takiego przyjęcia przez własne plemię.
- To jaki mamy wybór? Żadnego! Nie pozwolimy cię skrzywdzić – zadeklarował Mark – Tak?

Z tym pytaniem zwrócił się do nas. Musieliśmy trzymać się razem, bo perspektywa rożna nie bardzo mi odpowiadała.

- Oczywiście! Zostaniemy – potwierdziłem.
- Ada? – Mark chciał mieć także jej akceptację.
- Tak – odpowiedziała z pewnym wahaniem.
Wróciliśmy do przyglądającego się nam szamana.
- Zostajemy – zadeklarowała Mbu – co mamy robić?
- Wy dwie pójdziecie pilnować kóz, a ich zaprowadź do Bale – niech ich uczy.

     Bale był atletycznie umięśnionym mężczyzną, tak na oko - około dwudziestopięcioletnim i sprawiał wrażenie groźnego wojownika. Mbu przekazała mu polecenie szamana i oddaliła się z Adą w kierunku wskazywanym przez ślady stada kóz. Bale nie wykazał zachwytu, ale też nie zamierzał kwestionować polecenia Ukele. Postanowił jednak nas rozdzielić, więc przekazał obowiązek szkolenia Marka swojemu bratu Zindu. Ten zupełnie nie przypominał swojego brata – był wysoki, chudy, wręcz patykowaty, ale może wcale nie łączyły ich więzy krwi. We czterech poszliśmy poza wioskę, do gęstego lasu, gdzie na początek nasi nauczyciele pokazali nam jak wybrać odpowiednie drzewo do wykonania porządnej dzidy. Czas do wieczora spędziliśmy dłubiąc w drewnie swoje narzędzie do polowania i obrony.  

     Noc spędziliśmy z naszymi kobietami w zagrodzie dla kóz, bo jak się dowiedzieliśmy, dopiero po przejściu inicjacji będziemy mieli prawo do wybudowania własnej chaty. Następnego dnia, jeszcze zanim naostrzyliśmy dzidy, Bale i Zindu uczyli nas posługiwać się nimi. Dopiero, kiedy stwierdzili, że w miarę przyzwoicie potrafimy walczyć i celnie rzucać, pozwolili zaostrzyć końcówki. Podziwiałem sprawność, z jaką poruszali się po lesie, czy buszu, nie hałasując i bezszelestnie zbliżając się do niczego niespodziewającej się zwierzyny. Ja musiałem uważnie patrzeć pod stopy, bo nie były przyzwyczajone do chodzenia boso, a każdy nadepnięty kamień lub kolec, sprawiał ból i mógł stać się przyczyną zakażenia. Z czasem podeszwy stwardniały i problem zniknął.

     Podczas kolejnych dwóch tygodni nauczyliśmy się stawiać wnyki i poznaliśmy najbliższą okolicę. Zrobiliśmy także duże postępy w nauce języka – bardzo przydały się podstawy przekazane nam przez Mbu podczas podróży. Jednak próbując dowiedzieć się od Bale, na czym polega inicjacja, za każdym razem słyszałem tylko, że zobaczę, jak przyjdzie odpowiednia pora. Zależało mi, by stało się to jak najszybciej, bo spanie na gołej ziemi w zagrodzie z kozami nie tylko było niewygodne, ale i uwłaczające. Byliśmy traktowani jak zwierzęta.  

     Wreszcie nadszedł tak długo wyczekiwany dzień. Wszystko zaczęło się wieczorem. Zadudniły bębny, a do naszej zagrody przyszli dwaj wojownicy. Zabrali tylko mnie. Nie miałem czasu zastanawiać się dlaczego, bo zaprowadzili mnie do kręgu tańczących w transie mężczyzn z wioski. Trochę mnie rozbawił widok podskakujących, młodych i starych, trzymających dzidy i tarcze, gdyż przy każdym podrygu ich członki i jądra majtały się przekomicznie. Pewnie bawiło mnie to dlatego, że nie przywykłem do takich widoków. Ale musiałem zachować powagę, żeby ich nie urazić. Wprowadzono mnie w środek okręgu, a eskortujący wojownicy dołączyli do pozostałych tańczących. Bale podał mi moją dzidę i kazał naśladować ruchy innych. Tańczyliśmy tak ze dwie godziny, gdy w końcu do środka kręgu wszedł Ukele. Niósł ze sobą miseczkę z jakimś mazidłem, które wkrótce znalazło się na mojej głowie. Zatrzymał mnie ruchem ręki i krótkim ostrym nożem zaczął golić mi czaszkę na łyso. Miał w tym wielką wprawę, bo mimo słabego światła od ogniska, nie zaciął mnie ani razu. Później białą farbą ozdobił moje ciało, malując na nim przedziwne symetryczne znaki.

- Inicjacja rozpoczęta! – oznajmił wreszcie gromkim głosem.
Na to hasło, ucichły bębny, wojownicy się rozeszli – pozostali tylko Ukele i Bale.
- Na nas już pora! – zarządził szaman.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Obi1

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach