Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Inwazja opitych piwem karaluchow

Jako student mieszkałem w wielu miejscach, ale głównie w akademikach. Ten w którym obecnie tkwiłem był cholernie obskurny, na tyle obskurny, że ostatnio przytrafiła się w nim inwazja karaluchów. Właściwie karaluchy łaziły po pokojach i łazienkach od pierwszego dnia, kiedy się wprowadziłem, ale dopiero kilka dni temu, czyli po pół roku, zrobiono dezynsekcję; sprawa musiała stać się na tyle poważna, że zaczęto obawiać się wybuchu jakiejś małej epidemii dżumy czy cholery. Oczywiście władze uczelni ogłosiły, że to sprawka studentów pijących w pokojach za dużo alkoholu. Jak wiadomo robale lubią piwo, przyciągają je puste, śmierdzące butelki. My też lubiliśmy piwo, dlatego najczęściej piło się je w lesie przylegającym do campusu, a butelki lądowały w koszach, w których zawsze od piątej rano buszował jeden, sympatyczny menel.

Było nas tu kilkunastu, mieszane towarzystwo, jednych znało się lepiej, innych gorzej. Ja wychodziłem rzadko, bo nie przepadałem za częstym towarzystwem ludzi. Jeżeli jednak chciało się napić i mieć z kim pogadać to brało się czteropak jakiegoś piwa i szło właśnie tutaj. Pito tam dzień w dzień, zawsze na kogoś się trafiło. Oczywiście w weekendy frekwencja dopisywała najbardziej. Wybrałem się tutaj w piątek wieczorem i byłem już po dwóch browcach. Rozmawiałem trochę z innymi studentami i obserwowałem dziewczyny. Niektóre były naprawdę fajne, ale tylko nieliczne nie miały kija w dupie i dało się z nimi normalnie pogadać. Większość tych cholernych księżniczek przychodziło napić się za darmo i pokrzyczeć w swoim towarzystwie, a jeżeli chciałeś o coś zapytać, zagaić, to patrzyły na ciebie tak zimno, niechętnie, prawie że z odrazą. Zupełnie jak na te wszystkie karaluchy wyłażące w nocy.

No ale Patrycja była całkiem, całkiem i ważne, że za każdym razem gadało nam się dobrze. Po raz pierwszy spotkałem ją właśnie tutaj, a potem zacząłem widywać w akademiku i czasami na uczelni. Studiowała filologię angielską, nie pracowała, bo nie musiała pracować - utrzymywała się z kasy, którą zarabiała podczas wakacji w Stanach jako babysitter; leciała tam na dwa miesiące, wcześniej znaczy załatwiała wizę i leciała do USA do pracy.

– Jak tam jest? – spytałem ją tylko raz.

– Inaczej – odparła krótko, zbywająco.

Patrycja miała jasne, tlenione blond włosy do ramion, świecące lazurem oczy, nos lekko zadarty oraz okrągłą, rumianą twarz. Czasami myślałem o niej jak o różowej, sympatycznej śwince, ale głównie kiedy myślałem właśnie o twarzy, bo reszta jej ciała była blada jak u trupa. Blada jak u trupa, a zarazem niezwykle seksowna. Patrycja miała niesamowicie zgrabne i pociągające ciało. Nie przeszkadzały mi nawet te blade blizny na prawym ramieniu i przy nadgarstkach. Podejrzewałem, że to po cięciach nożem lub żyletką. Nie pytałem jednak o nic - o pewne rzeczy po prostu się nie pyta.

Dziewczyna wstała i zrobiła kilka kroków w kierunku jakiejś znajomej, potem rozmawiały przez minutę lub dwie. Ja w tym czasie oglądałem sobie całą jej sylwetkę. Kawałek odkrytych pleców z płytkimi dołeczkami, kusy, ciasny gorset z czarnego lateksu, długie nogi w ciemnoszarych jeansach i idealnie wysoko osadzony, mięsisty tyłek. Niezwykle podniecająca całość. Chyba zrozumiała, że się na nią gapię, bo odwróciła głowę. Uśmiechnąłem się głupawo i napiłem piwa. Potem zwróciłem swój durny łeb w stronę dwójki gości siedzących na zmurszałym murku. Cholera wie skąd wziął się ten kawałek betonu pomiędzy drzewami. Zupełnie jakby ktoś na pejzażu pierdolnął abstrakcyjnego kleksa.

– Czemu Zibi nie przyszedł? – zapytał jeden z nich tego drugiego.

– Chory jest. Przewiało go i głowa mu pęka.

– Jak to chory?

– Nie słyszałeś?

– Nie.

– No kurwa przecież Zibiego przewiało.

– No przewiało, ale jak go przewiało do cholery?

– Zibi jechał na pogrzeb swojego dziadka. Gnał trochę, znaczy zapierdalał, bo był spóźniony, znaczy zamiast wyjechać wieczorem albo w nocy, to pojechał tego samego dnia co odbywał się pogrzeb, znaczy późnym rankiem. No zaspał, wiesz jak to Zibi, pewnie dał w palnik albo skołował sobie jakąś dupę. No więc cisnął równo, aż tu nagle w jego starej renówce od strony kierowcy opuściła się szyba. Opuściła się na sam dół i za cholerę nie chciała podnieść. Ani drgnęła, nic. Jak martwa.

– No i co?

– No i nic, Zibi przecież musiał być na pogrzebie dziadka, więc olał to i jechał dalej. A że był spóźniony to pędził lekko ponad złoty pięćdziesiąt. Zapierdalał tak przez kilkadziesiąt kilometrów. Podobno był taki szum, znaczy się tak napierdalał wiatr, że musiał dać radio na full żeby cokolwiek usłyszeć. W końcu zajechał, znaczy przyjechał i tak spóźniony, bo dziadek leżał już dawno zakopany. Poszedł na stypę i wrócił jeszcze przed wieczorem. Też z otwartą szybą. No i na drugi dzień łeb chciał mu eksplodować, ucho naszło jakąś ropą. Przewiało go i tyle.

– Co ty pierdolisz, serio takie coś?

– Serio, serio.

Patrycja wróciła do mnie i złożyła swoje miłe pośladki tuż obok. Czułem ciepło jej ciała, ten przejmujący, dobry prąd, błogi stan nieprzyzwoitości. Dokończyliśmy piwo, a potem zapytała czy jestem głodny. Byłem. Postanowiła zabrać mnie do pobliskiej pizzeri, ale ostatecznie to ja zabrałem ją. W środku siedziało całkiem sporo osób i zajęliśmy stolik przy samym wejściu. Ona usiadła przodem do drzwi, chciała obserwować wchodzących i wychodzących ludzi. Nie miałem pojęcia dlaczego obdarzyła mnie cennym zainteresowaniem, bo poza wysokim ego nie prezentowałem niczego ponad ogół. Wybrała mnie z małego tłumu i tyle, żadnej większej filozofii.

– Wiesz co mnie irytuje? Znaczy irytuje, ale też trochę bawi, a o czym prawie nikt nie mówi? – powiedziała, kiedy siedzieliśmy już w ciepłym lokalu.

– Co?

– No bo jedzie się zwykle po dziewczynach kiedy te wrzucają swoje fotki na neta. Że puste lale, że szukają atencji swoim ryjem albo dupą, bo niczego innego nie potrafią takie beztalencia. No mówi się tak i zwykle jest to prawda, nie ma co polemizować. Ale nikt nie mówi o tym jak faceci szukają w necie rozgłosu, jak większość tych męskich beztalenci żałośnie próbuje jakkolwiek zaistnieć.

– Jak?

– Przeklejaniem cudzych past i memów na różnego typu grupy czy fora. To jest dopiero wołanie o atencję, kiedy wrzucasz coś nie swojego i liczysz na uwagę innych ludzi, głównie kobiet. Jakby wrzucenie mema mogło pozwolić im zaruchać. To jest dopiero śmieszne.

– Nie jestem pewien czy facetom chodzi o atencję. Chyba raczej bekę, ma być zabawnie i tyle.

– O atencję im chodzi. Chcą zaistnieć, ale nie mają jak więcej kradną cudzą twórczość i liczą na sławę.

– To chyba jednak nie to samo.

– Oczywiście, że nie to samo. To jest o wiele bardziej puste i żałosne.

Kelnerka która nas obsługiwała miała bardzo równe, białe zęby i pogodne, błękitne spojrzenie. Zrzuciliśmy się na jej napiwek, ale płaciliśmy każde za siebie. Właściwie pizza była kiepska, ale wnętrze miało swój klimat. Trafiło nam się południe Włoch w samym sercu cmentarza wysokich, betonowych prostokątów, które nazywało siebie miastem. Patrycja dwa razy wychodziła do łazienki, a ja dwa razy się za nią oglądałem. Patrzyłem jak jej pośladki uroczo wypychają te szare jeansy. Leżały na niej jak cholera i wzięło mnie mocno. Zastanawiałem się nad tym jak musi wyglądać bez tych seksownych ciuchów. Gadałem z nią i w głowie miałem erotyczne obrazki – Egon Schiele mógł się schować. Prawie mi stanął, przyznaję.

Potem wypiliśmy jeszcze po piwie w tym lokalu i dobrze zaprawieni wyszliśmy na ulicę. Wiatr gładko dmuchał w spoconą skórę, a owady brzęczały w powietrzu. Wieczór był w sam raz.

– Chce mi się spać – oznajmiła po drodze.

– W porządku.

– Odprowadzisz mnie?

– Pomyślę.

– Przecież nie masz daleko, nie?

– Racja. Nie mam.

Uśmiechnęła się i poszliśmy do akademika. Gatka nam się kleiła, chociaż niewiele mówiliśmy. Naprawdę wydawała się zmęczona i przez moment opierała głowę na moim ramieniu. Jakoś bardzo mnie to nie zaskoczyło, sam nie wiem dlaczego. Nie miałem też oczywiście nic przeciwko. Czułem się jakbym miał trzynaście lat.

Na przejściu dla pieszych, na czerwonym świetle, przez ulicę ciągnął starszy facet o kuli. Szedł powoli, miarkując każdy krok posuwał się pięć centymetrów na sekundę. Auta stojące z jednej i z drugiej strony trąbiły wściekle. Nic sobie z tego nie robił, albo robił, ale nie dawał po sobie poznać. Kiedy dziadek zszedł z asfaltu zrobiło się zielone i teraz my weszliśmy na pasy. Auta dalej wyły, a jakaś kobieta za kierownicą wielkiego SUV-a wartego pół bańki wymachiwała rękoma w moją stronę.

– To było straszne – rzuciła Patrycja, kiedy zgiełk został za naszymi plecami. – Zero empatii dla starszych i schorowanych, a potem jeszcze na nas się wściekali, bo co? Szliśmy na zielonym? Ludzie są głupi i okropni.

– Tak sobie myślę, że Cioran chyba jednak miał rację. Miał rację mówiąc, że człowiek to nieudany eksperyment.

– Kto taki?

– Rumuński filozof, nihilista. Nieważne.

Znaleźliśmy się w końcu pod akademikiem. Odkąd tutaj zamieszkałem dużo myślałem o tym miejscu, naprawdę dużo. Właściwie to wcale go nie lubiłem. Akademik wydawał mi się kolorowym, popieprzonym klaunem z czerwonym, wielkich nochalem, wymalowaną twarzą i głupią miną. Chodziło mi o to, że ten budynek, właściwie jego mieszkańcy byli takim zlepkiem, barwnym tworem posklejanym z różności, idiotycznym wysrywem. W każdym z okien można było znaleźć coś innego. W jednym leciał na maksa rap, w drugim wisiała flaga Kanady, w trzecim dwóch kolesi paliło trawę i pluło na przechodniów, a w czwartym ktoś przykleił do szyby dmuchaną lalę z ogromnymi balonami. Ten leżący, betonowy prostokąt nie przypominał niczego związanego z edukacją - raczej było to schronisko dla kundli, którymi właściwie wszyscy byliśmy, my studenci. Albo ten cały akademik przypominał ciemną, wilgotną dziurę dla karaluchów. Opitych piwem pasożytów żerujących na zdrowym organizmie narodu.

Weszliśmy do środka, przepuściłem Patrycję w drzwiach. Siedzący za okienkiem cieć nawet na nas nie spojrzał, bo zajęty był czytaniem lokalnej gazety. Poczłapaliśmy na drugie piętro, do pokoju dziewczyny.

– To by było na tyle – powiedziałem, zatrzymując się przed drzwiami.

– No co ty – rzuciła zaskoczona. – Nie wejdziesz?

– A chcesz?

– Chcę.

Wnętrze jej pokoju w ogóle nie różniło się od mojego. Trzyosobowy lokal, wszystkie meble z płyty pilśniowej, gumolit na podłodze i ściany w kolorze sraki. Oczywiście bez prywatnej łazienki. Patrycja podeszła do mnie i przez moment bujała się na stopach, patrząc mi w oczy. Prowokowała mnie, jawnie mną bawiła. W końcu nie wytrzymałem i pocałowałem ją. Spodobały mi się jej usta. Moje dłonie szybko zjechały na pośladki.

– Hej! – rzuciła, dając mi po łapach.

– Przepraszam.

– Muszę iść się umyć. Przez ten upał cała się lepię. Ty też?

– Też.

– Idziesz ze mną?

– Pewnie.

– Przecież ktoś musi mnie pilnować, racja?

– Oczywiście.

Łazienki w tym akademiku nie były zamykane na klucz. Wynikało to z jakichś bezsensownych tłumaczeń, a rodziło wiele patologii. Jak na przykład taką, że dziewczyny bały się same myć pod prysznicami w obawie przed podglądaczami. Dla kogoś kto chciał wparować do środka i obejrzeć sobie wszystko, nie było żadnych murów. Dlatego większość studentek kąpała się w towarzystwie swoich koleżanek czy chłopaków.

Poszliśmy do łazienki na ostatnim piętrze, bo zgodnie z logiką tam było najmniej ludzi. I faktycznie, okazało się, że jesteśmy sami. Wnętrze wyglądało równie okropnie co reszta akademika, ale zdążyłem się przyzwyczaić do wszechobecnej miernoty. Zastanawiało mnie jednak co Patrycja tutaj robi. Wiedziałem, że stać ją na mieszkanie w zupełnie innym, lepszym miejscu. Zapytałem ją o to.

– Podoba mi się tutaj – odparła. – Znaczy nie ten budynek, tylko ludzie mi się podobają. Ciekawią mnie ludzie, ich historie, różne życia, to co mają do powiedzenia. Tak po prostu.

Potem kazała mi się odwrócić. Słyszałem jak się rozbiera i wchodzi pod prysznic. Zaciągnęła szarą zasłonę i puściła wodę. Trzymałem jej ręcznik, trzymałem też ciuchy. Woda leciała dosyć długo, a ja nie miałem jakoś odwagi rozebrać się i do niej wejść. Oczywiście o tym myślałem, jasne, że intensywnie i długo. W końcu usłyszałem jej rozbawiony głos:

– Cholera wejdziesz do mnie czy nie?

Zarzuciłem ubrania w ekspresowym tempie na stojący wieszak, ściągnąłem też swoje i odsłoniłem kotarę. Stała tam, pod prysznicem, całkiem sama, naga, mokra i piękna. Gapiłem się na nią przez kilka chwil. Na jej duże, kształtne piersi. Na blady brzuch, na gładkie uda. Blade łydki.

– Będziesz tak stał i się patrzył jak debil? – spytała wyzywająco.

Wlazłem pod wodę i prawie poślizgnąłem się na mokrych kafelkach. Znalazłem się teraz kilka centymetrów od jej ciała. Moja twarz kilka centymetrów od jej twarzy. Cipka kilka centymetrów od stojącego członka. A ciepły deszcz padał między nas, padał nam na głowy.

– Jesteś piękna – powiedziałem niczym zakochany kundel.

– Nie pieprz głupot – odparła. – Robiłeś to już pod prysznicem?

– Jeszcze nie.

– A chcesz?

– Chcę.

– Pomyślałam, że musimy to zrobić tutaj, bo jedna z moich współlokatorem na pewno wparowałaby do środka w trakcie. Za coś takiego moglibyśmy wylecieć.

– Okej.

Złapała mnie momentalnie za penisa, ujęła go delikatnie i zaczęła masować i było to bardzo przyjemne. Jeździła dłonią po całym trzonie, zahaczała nieznacznie o główkę. W końcu ją pocałowałem, mocno i ze śliną, a potem sam zacząłem gmerać między jej udami. Wargi miała grube, napuchnięte, gotowe do akcji. Palce chodziły mi jak złe. W końcu wsadziłem jej jednego do środka i zacząłem działać. Miałem jakąś tam wprawę podobno. Palcem wskazującym nurkowałem w pochwie, a kciukiem drażniłem łechtaczke. Patrycja oparła się o ścianę, a ja całowałem jej usta i robiłem zaciekle palcówkę. Nie wiem jak długo to trwało, ale wystarczająco żeby doprowadzić ją do orgazmu – albo do udawania.. Kiedy było po wszystkim otworzyła oczy i spojrzała na mnie ze smutkiem.

– Oszukałam cię – przyznała.

– Jak to?

– Wykorzystałam cię.

– Da się tak? Kobieta może wykorzystać seksualnie faceta?

– Chyba tak..

– To o co chodzi?

– Chodzi o to, że mam okres.

– Naprawdę?

Niczego takiego nie zauważyłem. Dopiero po chwili spojrzałem na palec i fakt, był lekko zaróżowiony. Krew i woda. Sam Chrystus byłby zaskoczony takim obrotem spraw.

– Jesteś zły? – spytała niepewnie.

– Nie.

– A powinieneś.

Powiedziałem, że możemy coś tam jeszcze zdziałać i że ma się odwrócić. Zrobiła to i umieściłem penisa między jej pulchnymi pośladkami. Przez moment patrzyłem na to zjawisko, ale szybko wzięłam się do dzieła. Włożyłem go między nimi i zacząłem wykonywać frykcyjne ruchy. Było to właściwie lepsze niż seks, bardziej zwierzęce - niczym masturbacja za pomocą cudzego ciała. Patrycja wsparła się rękoma o ścianę i wypięła najmocniej jak tylko mogła. Jeździłem między jej pupą, ale jakoś nie potrafiłem dojść. Nie wiedziałem czy to przez alkohol czy jeszcze coś innego. Być może takie zabawy wystarczają jedynie nastolatkom.

– Możesz go włożyć, ale musisz wyjść zanim się spuścisz, dobrze? – powiedziała.

– Dobrze.

– Wyjmiesz go, tak?

– Tak.

Włożyłem go zaraz bez zbędnych ceregieli. Było ciasno, gorąco i cholernie mokro. Objąłem ją w pasie i zacząłem dymać. Wystarczyło kilka ruchów, żebym doszedł. Kiedy zrozumiałem, że to już wcale go nie wyjąłem. Docisnąłem do siebie jej tyłek i skończyłem w środku. Trysnęło ze mnie jak z hydrantu, ale po wszystkim wiedziałem, że zachowałem się zupełnie jak bezmózgi idiota.

– Cholera jasna – syknęła.

– Przepraszam, jakoś tak wyszło...

– Boże, nic nie mów…

Wyszedłem z niej, ona się odwróciła, kucnęła i zaczęła podmywać w tamtym miejscu. Spojrzała na mnie z dołu i fuknęła:

– Dobrze, że przywiozłam ze Stanów tabletki dzień po.

– Dzień po?

– Pewnie. Tam możesz kupić coś takiego w każdej aptece. Tylko u nas jest to towar bardziej luksusowy niż koka czy hera… No i mam nadzieję, że niczego nie masz.

– Nie mam?

– Że jesteś zdrowy.

– Raczej tak.

– O Jezu!

Kilka minut później wyszliśmy z łazienki, a ja pomyślałem, że mieliśmy pieprzone szczęście. Nikt przez tyle czasu nie wlazł do środka, tylko jeden robal przemknął gdzieś bokiem. Wspominałem o tym Patrycji, ale ona jedynie coś odchrząknęła. Stanęliśmy przed drzwiami do jej pokoju.

– Widzimy się jutro? – spytałem.

– Uspokój się – odpowiedziała rozbawiona. – To tylko seks. Nic więcej.

– Jasne.

– Nic się nie zmieniło, okej?

– Pewnie.

Kilka chwil stałem niczym słup, zanim dotarło do mnie znaczenie jej słów. Ciężko mi było z tego wybrnąć, ale coś tam powiedziałem, rzuciłem jakimś żartem i dałem jej buziaka w policzek. Weszła do środka i zamknęła drzwi. Kicha i kilka metrów mułu.

Wróciłem do siebie, na trzecie piętro. Wlazłem do pokoju, zapaliłem światło. Jeden karaluch siedzący w kuchni pod wpływem palącej jasności zaczął w panice spierdalać za blat. Nie miałem serca ani ochoty go zabić. Wszedłem do pokoju i walnąłem się na łóżko. Czułem się podle. Sięgnąłem po telefon i sprawdziłem powiadomienia. Dzwoniła do mnie ona, moja dziewczyna mieszkająca w zupełnie innym mieście. Kochana Zosia, moja słodka, niewinna Zosia. Zadzwoniłem do niej. Sygnał połączenia był długi, bardzo długi. Ona mieszkała we Wrocławiu, daleko, a ja tkwiłem tutaj, czyli nigdzie. Mile świetlne i całe eony. Nie odbierała. W głowie obudziła się eksplozja niechcianych myśli, brudnych, złych, nędznych obrazków. Dzwoniłem i dzwoniłem, czekając aż odbierze. I mając tylko nadzieję, że ona jest bardziej w porządku niż ja. Że jest inna, lepsza. Dzwoniłem, a za oknem powoli wstawał czerwony księżyc.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Marcin M.

No tytuł może mało zachęcający, ale tekst chyba całkiem okej. Jest seks w każdym razie.

Zachęcam do odwiedzania mojego profilu, czytania innych tekstów i włażenia na bloga. Narzekam tam na wiele spraw i wrzucam opowiadania, które nie nadają się tutaj ze względu na brak, bądz zbyt mały stopień erotycznych wątków.


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach