Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Seks i smierc 1/2

W czasie studiów wybraliśmy się z moją ówczesną dziewczyną Alą do jej koleżanki Magdy. Magda siedziała w Poznaniu ze swoim chłopakiem Mateuszem, na mieszkaniu, które należało do niego, a właściwie nie do niego, tylko do jego matki, ciotki, babki czy jeszcze kogoś takiego. Dziewczyny znały się z liceum. Przyjechaliśmy koło południa, odebrali nas z dworca i autobusem zabrali na Jeżyce, na bloki i kamienice o których podobno kiedyś nawijał Rychu Peja.

– Często zaczepiają mnie obcokrajowcy i pytają o drogę, o miasto, o dobre restauracje – powiedziała Magda jakby było w tym coś wspaniałego. – I kiedy z nimi gadam staram się odpowiadać tekstami piosenek. Autentycznie używam wersów z różnych utworów pasujących do kontekstu. Uważam to za zabawne, bo oni tego nie kumają.

Wyznała to zaraz po tym jak tkwiliśmy jeszcze na dworcu i pewien facet wyglądający na Duńczyka – cholera nie wiem jak wygląda typowy Duńczyk, ale jak takiego zobaczycie od razu będziecie wiedzieć – zaczął zadawać jej pytania po angielsku. Magda studiowała filologię angielską i miała nawet wyrobiony certyfikat C2, potwierdzający jej językową umiejętność. Trochę się z tym obnosiła.

– Byłam na krótko w Kanadzie i nikt nie był w stanie rozpoznać, że nie jestem native speaker – oznajmiła w autobusie, kiedy ja oglądałem przez wielkie szyby miasto. – Mogłam tam zostać u ciotki. Nie wiem czemu nie zostałam w sumie. Chyba kiedyś wyjadę do jakiegoś anglojęzycznego kraju na stałe.

Wciąż jednak siedziała tutaj.

Ich mieszkanie było całkiem duże, ale tylko w połowie umeblowane, standard raczej kiepski, wszędzie dominowały meble sprzed czterdziestu lat i gumolit. Oprócz nas Magda zaprosiła inną koleżankę z liceum, Kasię. Kasia czekała już na nas w środku, ona też przyjechała na studia do Poznania, ale wynajmowała pokój w akademiku. Dziewczyny wyglądały na przejęte i szczęśliwe, podobno nie widziały się dwa lata, ale wyglądało to tak, jakby nie widziały się pół życia. Nie znałem ich, słyszałem trochę opowieści z ust Ali i to wszystko. Przez chwilę gadały o czymś przejęte, a ja usiadłem w kuchni z Matuńką – tak nazywała go Magda. Matuńka.

– Chcesz piwo? – zapytał mnie, otwierając lodówkę.

– Pewnie stary – odparłem.

Wyciągnął oczywiście dwie zielone butelki Lecha. Przyjemnie zimne, szkło pokryte nawet cienką warstwą rosy.

– Taniej macie? – spytałem, a potem doprecyzowałem, bo dał mi znać, że nie wie o czym mówię. – Lecha w butelce czy macie taniej? W Poznaniu?

– Nie. Chyba nie.

– Aha.

Matuńka był rok starszy ode mnie, chudy i niski, nawet niższy niż Magda, miał twarz podobną do szczura, brązowe oczy i długie włosy, które związywał w koński ogon. Do tego nosił śmieszną, kozią bródkę, którą lubił ciągle głaskać. Wystarczyło na niego spojrzeć i człowiek domyślał się, że gość ma ze sobą jakiś problem albo wpływał na to fakt, że wiedziałem o jego epizodzie z narkotykami, a właściwie długiej przygodzie, która skończyła się na odwyku. Powiedziała mi o tym Ala, powiedziała w pociągu i oczywiście zastrzegła, żebym o tym czasem nie wspominał.

– Niby dlaczego miałbym o tym mówić? – zapytałem ją wtedy.

– Nie wiem – odparła. – Po prostu cię przestrzegam. Żebyś nic o tym nie mówił.

– Skąd ten pomysł?

– Jak się napijesz to potrafisz paplać.

– Ja? Paplać?

– Tak.

Pogadałem jeszcze z Matuńką o mało istotnych sprawach i w drzwiach pojawiła się Magda. Była brunetką o bladej twarzy i czarnych jak noc oczach. Sprawiała wrażenie wiecznie smutnej i miała w sobie coś z Madonny - nie tej piosenkarki, a matki-dziewicy. Oczywiście nikt kto poznał ją chociaż pięć minut nie uznałby, że ową dziewicą jest. Magda miała charakter, była błyskotliwa i diabelnie inteligentna. Do tego posiadała cięty język i humor, całe tony humoru. Większość past i memów krążących po necie musiała być chyba jej autorstwa – a przynajmniej dałoby się w to uwierzyć.

– Co tam Matuńka? – zapytała, podchodząc do niego. – Piweczko sobie otworzyłeś kociaku?

– No.

– Poczęstowałeś kolegę też?

– No tak.

– Jaki ty jesteś gościnny i dobrze wychowany mój dziobaku. Moja mała matuńka-dziubuńka.

Podeszła do niego i pocałowała go w usta, a potem złapała za jaja. Przez chwilę patrzyłem na to, nie wiedząc do końca co mam sądzić. Podobne sytuacje powtarzały się później przez cały wieczór i zrozumiałem, że to ona nosi spodnie w tym związku, a jakby tego było mało, to kastrowała go emocjonalnie, traktując trochę jak zabawkę, a trochę jak niedorozwoja. Sprzedawała mu słodkie słówka przesycone sarkazmem. Chłopak jakoś szczególnie nie reagował, wydawał się być obojętny czy też przyzwyczajony. W każdym razie znosił to z godnością. I pewnie miał ku temu nieznany mi powód, bo żaden facet przy zdrowych zmysłach nie godziłby się na taki układ bez profitów. Być może była pierwsza w kolejce do ogromnego spadku albo po prostu była dobra w łóżku – cholera wie jakie motywacje kierują większością z nas.

– Idziemy na obiad – oznajmiła, kiedy już skończyła maltretować Mateusza. – Kończcie to piwo, wychodzimy za chwilę.

– Tak jest sir! – odparłem dziarsko.

Chyba jej się to nie spodobało.

Zanim wyszliśmy poszedłem się jeszcze odlać. Łazienka prezentowała się tak jak reszta, nie było prysznica tylko wolnostojąca stara, pożółkła wanna. Kafelki na podłodze były powycierane, lustro nad umywalką pęknięte w górnym, lewym rogu. Do ściany nad kiblem przyklejona była kartka z wydrukowanym napisem, który szedł tak:

Po oddaniu ekskrementów proszę umyć rączki

Mogłem dać sobie kuśkę uciąć, że napisała to Magda.

Na obiad poszliśmy na chińskie żarcie. Był to bar – a właściwie coś prawie jak restauracja – który wyglądał niemal identycznie jak ten z sitcomu Kroniki Seinfelda. Obsługiwali sami Azjaci. Zamówiłem kurczaka na ostro, Magda również, Matuńka natomiast kurczaka na słodko-kwaśno, a Ala z Kasią kaczkę w cieście. Do tego wzięliśmy wspólnych kilka sajgonek. One popijały colą, my piwem – podobno jakimś chińskim pędzonym na ryżu.

Rozmawialiśmy o literaturze, to znaczy one rozmawiały o polskiej literaturze, ja siedziałem z Matuńką cicho. I tak zostałem wywołany do tablicy.

– A ty co sądzisz o Masłowskiej? – zapytała mnie Magda.

– Nic nie sądze – odparłem.

– Czytałeś Wojnę polsko-ruską?

– Czytałem nawet Pawia królowej i Kochanie, zabiłam nasze koty.

– I co myślisz?

– Nic nie myślę.

– A Żulczyk?

– Całkiem niezły.

– Pilch?

– Stary pijus, ale umie pisać.

– Himilsbach?

– Klasyka.

– A Tokarczuk?

– Nie moje klimaty.

– Myśliwski? Hłasko? Wiśniewski?

– Trzy razy tak.

– A znasz Kosińskiego?

– Przeczytałem kiedyś Kroki.

– A czytałeś Pokolenie IKEA?

– Owszem, ale nie wiem jaki ma to związek z wcześniej wymienionymi.

Prawdopodobnie zdałem test, ale nie byłem tego pewien. Być może Magda sprawdzała z jakiej jestem gliny i czy ewentualnie może traktować mnie podobnie jak Matuńkę. Oczywiście nie mogła i w razie czego byłem skłonny powiedzieć to na głos.

Po obiedzie poszliśmy do marketu, aby kupić dużo wódki i coś do popicia. Wróciliśmy na mieszkanie i niemal od razu zaczęliśmy pić. To był początek kwietnia, słońce za oknem wciąż miało się nieźle. Poszliśmy do pokoju, który teoretycznie robił za salon, ale nic poza wielką szafą w nim nie było. Siedzieliśmy na podłodze, na poduszkach i graliśmy w karty. Magda co jakiś czas gnoiła Matuńkę, a Ala całowała mnie w usta. Kiedy trochę wypiła robiła się bardzo wylewna i kochana. Aż do przesady, w takim męczącym stylu.

Kasia na ogół siedziała cicho. Kilka razy wstawała wychodząc to do łazienki, to do kuchni. Za każdym razem gapiłem się na jej ciało. Miała naprawdę niezłe ciało, duże piersi i zgrabny, soczysty tyłek. No i była całkiem ładna. Oczy i włosy miała tak samo ciemne jak Magda, ale tutaj podobieństwa się kończyły. Kasia przypominała trochę Turczynkę czy Arabkę z tą swoją śniadą cerą, długim, lekko zadartym nosem i gęstymi brwiami. Jej umysł też był niczego sobie. Studiowała filologię francuską i amatorsko pisała wiersze. Również po francusku.

– Myślę że powinniśmy obejrzeć jakiś film – oznajmiła Magda, kiedy skończyliśmy dwie pierwsze półlitrowe butelki

– Jaki film? – zapytał Matuńka.

– Może Woody'ego Allena coś?

Magda była fanką Woody’ego Allena. Przyniosła swojego laptopa – nie mieli telewizora – i na tym małym ekranie obejrzeliśmy cały Manhattan. Nigdy wcześniej nie widziałem tego filmu i nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, ale podejrzewałem, że to pewnie przez warunki seansu. W międzyczasie wypiliśmy trzecią, ostatnią butelkę, a za oknem zrobiło się ciemno.

– Ktoś musi pójść po wódkę – zawyrokowała Magda. – Kto idzie?

– Ja mogę iść – powiedziałem, bo znudziło mi się siedzenie w jednym miejscu.

– Okej – odparła. – To pójdę z tobą.

Ubraliśmy buty i kurtki i wyszliśmy na zewnątrz. To była czteropiętrowa kamienica. Na schodach na poziomie drugiego piętra siedział jakiś menel. Zapytał nas czy mamy drobne na wino. Dałem mu dwa złote.

– Mogłeś nie dawać mu kasy – powiedziała Magda, kiedy już znaleźliśmy się na dworze.

– Dlaczego?

– Bo teraz za każdym razem kiedy mnie zobaczy, będzie oczekiwał, że dam mu pieniądze.

Wzruszyłem ramionami, bo nie był to przecież mój problem.

– Palisz? – zapytała, wyciągając paczkę papierosów.

To były jeszcze te lata, kiedy zwyczajne fajki miały więcej zwolenników niż pody, a prezydent Andrzej Duda ze swoim sympatycznym dołeczkiem jawił się jako zabawny, memiasty gość.

– Niech będzie, że tak – odpowiedziałem.

Paliliśmy pod klatką prawie się nie odzywając. Jej blada twarz wyglądała całkiem ładnie w tej nocnej tonacji. W końcu ona spojrzała mi w oczy i zapytała czy może mnie pocałować. Powiedziałem jej, że nie mam przeciwwskazań.

– Ha! – rzuciła. – To był test! Oblałeś go!

– Oblałem?

– Tak. Chciałeś mnie przecież pocałować.

– Przecież to ty o to zapytałaś.

– Tak, bo chciałam cię sprawdzić. Powinieneś powiedzieć, że nie. Powiem o wszystkim Ali jak wrócimy.

– Co jej powiesz?

– Że chciałeś się ze mną całować.

– To bez sensu.

– Bez sensu?

– Tak. Lepiej powiedz jej, że to zrobiliśmy.

Objąłem ją, przyciągnąłem do siebie, a potem po prostu pocałowałem. Wcale się nie broniła. Domyślałem się, że tak naprawdę o to jej chodziło, że po prostu chciała mnie sprowokować do jakiegokolwiek działania.

– Powinniśmy iść do tego sklepu – oznajmiła w końcu.

– Masz rację.

Weszliśmy do jakiegoś osiedlowego i wzięliśmy jeszcze dwie butelki wódki.

– Wiedziałeś, że modliszka po kopulacji ze samcem odgryza mu głowę? – zapytała mnie, kiedy już wracaliśmy.

– Oglądałem o tym jakiś program przyrodniczy.

– Czarna wdowa podobno zjada samca w całości. Straszna śmierć, co?

– Myślę, że tak.

– Seks i śmierć leżą bardzo blisko siebie.

– Chyba tylko w słowniku.

Wróciliśmy na górę i zostaliśmy powitani jak bohaterzy. Magda oczywiście nie wspomniała Ali o tym co zaszło między nami. Znów usiedliśmy na podłodze w salonie. Matuńka włączył muzykę z laptopa, a ja wziąłem się za polewanie wódki. Czułem się nieźle w tym towarzystwie.

– Cholera to jest dopiero piosenka! – zawołała Magda, kiedy poleciał utwór, który skądś znałem.  – Jessie’s Girl!

– Czy to jest Bruce Springsteen? – zapytała Ala.

– A nie Rick Springfield? – odparła pytaniem na pytanie Kasia.

– Rick Springfield – wyjaśniłem. – Kojarzę go z Californication. Grał w trzecim sezonie samego siebie.

– Californication jest w mojej pierwszej piątce najlepszych seriali – odparła Kasia.

– A w moim top dziesięć ever – powiedziała Magda. – Na pierwszym są Przyjaciele. Na drugim Chirurdzy.

Oni gadali dalej, a ja poszedłem do kuchni zrobić sobie jakąś kanapkę. Był tylko biały chleb jak pianka i żółty ser i ketchup. Robiłem kanapkę, zjadałem ją przy blacie i robiłem następną. Przy trzeciej przyszła do mnie Kasia. Usiadła na krześle i zaczęła patrzeć na to co robię.

– Chyba nie powinnam już więcej pić – wyznała.

– To nie pij – odparłem.

– Zawsze źle kończę po wypiciu dwunastu kieliszków.

– Pięćdziesiątek czy mniejszych? Jak pięćdziesiątek to się nie dziwie, że zaliczasz zgona.

– Właśnie o to chodzi, że nieważna jest gramatura. Po prostu dwunasty kieliszek jest zabójczy.

– Ciekawe. To chyba jakaś psychologiczna kwestia, co?

– Być może.

– Ile już wypiłaś?

– Jedenaście.

– To może lepiej już nie pij.

– Ale chcę.

– Rozumiem. To może chcesz piwo? Powinno być jakieś w lodówce.

– Piwo brzmi dobrze.

Wyciągnąłem jedno z lodówki, a potem zrobiłem jeszcze dwie kanapki, położyłem je na talerzu i postawiłem jej pod nos.

– Lepiej coś zjedz – powiedziałem.

– Dzięki. To miłe z twojej strony.

Przez chwilę patrzyłem jak siedzi i je. Dotarło do mnie, że ta dziewczyna mi się podoba. Trochę mnie to przeraziło, ale potem zacząłem sobie wyobrażać ją jako moją. Oczywiście było to chore biorąc pod uwagę okoliczności, ale nie potrafiłem się opanować. Ta wizja naprawdę mnie rozpaliła. Miałem ochotę pocałować ją podobnie jak Magdę na dole, ale czułem, że tym razem by mi się nie upiekło. Wolałem brunetki, ale zajęło mi trochę czasu, żeby to zrozumieć. Ala była natomiast rudawą blondynką.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Marcin M.

Opowiadanie jest za długie na raz, więc wrzucam w 2 częściach.

W każdym razie zachęcam do czytania innych tekstów i odwiedzania mojego profilu i bloga. Można też zakupić moją książkę z dedykacją w jednym ze sklepów internetowych, jeżeli ktoś ma chęć sobie poczytać coś innego albo po prostu zapoznać się z tym co piszę.


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach