Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Napalona kobieta

Było dobrze po południu, kiedy zaczął robić śniadanie. Właściwie był to obiad, bo nigdy nie jadał śniadań, nigdy nie wstawał przed dwunastą. Nie nigdy. Od czasu kiedy trafił w totka szóstkę. Czyli jakiś rok temu. Rok temu pracował na etacie, był redaktorem lokalnego tygodnika, ale rzucił to jeszcze w ten sam dzień, kiedy wygrał osiem baniek. W jego życiu zmieniło się wtedy bardzo dużo, niemal wszystko.

Miał trzydzieści lat, własne mieszkanie w świeżym apartamentowcu, garaż, w garażu nowego forda mustanga i na koncie jeszcze siedem milionów. Zakładał sobie, że pożyje kolejnych czterdzieści lat, więc wykalkulował, że miesięcznie na życie może przeznaczyć około piętnastu tysięcy, ale przez ten rok w żadnym z miesięcy nie zbliżył się nawet do dychy. Można było powiedzieć, że miał niewielkie potrzeby, potrafił żyć w miarę ekonomicznie, na ile ekonomicznie może żyć człowiek mający furę pieniędzy. Nie planował małżeństwa, nie planował kobiety na stałe czy dzieci, a dziewczynę – którą miał do tej pory jako biedak – odprawił z kwitkiem na drugi dzień. Oczywiście zdawał sobie sprawę ze zmiennych, dlatego zainwestował trochę kasy w obce waluty, zainwestował też w złoto, które trzymał na czarną godzinę. Planował żyć powoli, lekko, bez przymusów i obowiązków. Trochę pił, zwykle kilkuletnią whiskey, ale robił to do lustra i rzadko. Trochę też malował i nawet znajdowali się tacy, co kupowali jego obrazy. Czasami chodził na wyścigi konne, ale głównie dla sportu. Bywał w kinie i w teatrze, trzy razy w tygodniu jadł w restauracji. Chodził na mecze piłki nożnej. Wziął sobie kota ze schroniska i dbał o tego wrednego sierściucha lepiej niż o siebie. Codziennie niemal sprzątał mieszkanie, utrzymywał je w sterylnej czystości, podobnie postępował ze swoim autem. Starał się nie nudzić, robić coś, cokolwiek. Dobrze wiedział, że każdy człowiek potrzebuje jakiegokolwiek zajęcia, żeby czasem nie popaść w szaleństwo.

Przygotowywał sobie właśnie spaghetti z krewetkami na maśle. Ktoś wydzwaniał do niego od kilku minut. Nie zapisywał nigdy nikogo w kontaktach. Większość ludzi była dla niego dzwoniącym ciągiem cyfr. Często dostawał telefony od nieznajomych. Głównie chodziło o kasę. Schroniska, fundacje, przytułki, sierocińce, rodzice chorych dzieci. Chcieli jego kasy. Potrzebowali jej. Nie jego, tylko właśnie jej.

Nie odbierał, chociaż kojarzył końcówkę numeru. Dzwoniła do niego sąsiadka mieszkająca trzy piętra niżej. Trzydziestoośmioletnia babeczka o tlenionych włosach, zrobionych ustach, dużych naturalnych cyckach i okrągłej, fajnej dupie osadzonej na długich nogach. Babeczka, której mąż wyjeżdżał na całe miesiące, zostawiając ją samą ze wścieklizną pochwy. Nie mieli dzieci, którymi mogłaby się zająć i nie myśleć o tym, jak bardzo jest napalona. Nie miała pracy czy jakiegoś konkretnego hobby. Nie miała przyjaciółek. Po prostu siedziała sama w czterech ścianach, zwykle cholernie napalona, a całe te erotyczne zabawki niewiele pomagały. Podobno nie zawsze taka była. Libido wybiło po tym jak usunięto jej jajniki. Zupełnie na odwrót. Pewnie lekarze uznaliby ją za ewenement.

Nałożył sobie porcję na talerz, otworzył białe wino i zaczął jeść. Był w połowie, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Wstał od stołu i poszedł otworzyć. To była ona. Miała na imię Dagmara.

– Czemu ode mnie nie odbierasz? – zapytała.

Dagmara miała na sobie czarną, obcisłą koszulkę na ramiączka i spódniczkę w jakieś kwiaty, która kończyła się w połowie ud. Nie miała natomiast stanika, tego był pewien. Czy miała majtki nie wiedział, ale mógł ją o to podejrzewać.

– Jem obiad – odparł.

– Jesz obiad?

– Tak.

– Co w tym takiego?

– Wiesz, że posiłek dla samców to coś bardzo ważnego. Weźmy na przykład lwy…

Wyminęła go i weszła do salonu. Poszedł za nią. Stanęła na środku. On usiadł na kanapie. Zaczęła mu się przyglądać. Zapytał ją po co przyszła.

– Widzisz te usta? – spytała, wskazując na nie palcem o ostrym, czerwonym paznokciu.

– Widzę – przyznał.

– Te usta potrzebują czułości.

– Aha.

Teraz złapała się za piersi.

– Widzisz te piersi? – zapytała.

– Widzę.

– Te piersi potrzebują czułości.

– Okej.

Odwróciła się i chwyciła za swój tyłek.

– Widzisz ten tyłek? – rzuciła.

– Potrzebuje czułości? – Spróbował zgadnąć.

– Nie do kurwy nędzy – powiedziała i usiadła mu na kolanach. – Ten tyłek potrzebuje, żeby go porządnie zerżnąć.

– Przecież nie lubisz w tyłek.

– To była przenośnia. Po prostu mnie weź, po prostu mnie wydymaj. Możesz to zrobić?

– Nie wiem

Złapała go za jaja. Było to miłe i okrutne jednocześnie.

– Cholera jasna, Daga!

Gestem kazał jej zejść. Usiadła obok, jak za karę.

– No co? – zapytała, patrząc mu w oczy.

Miała zielone oczy, tak bardzo głęboko zielone, zupełnie jak liść monstera deliciosa. Jego były zwykle.

– To, że ja cholera nie jestem maszyną – powiedział.

– Co przez to rozumiesz?

– Chodzi mi o to, że nie możesz tak po prostu wpadać i żądać żebym cię ruchał.

– Że co?

– Też mam uczucia.

– Jesteś facetem.

– To, że jestem facetem nie znaczy, że mogę zawsze i wszędzie.

– Właśnie to znaczy to.

– Nakładli ci do głowy bzdur.

– Kto niby?

– Nie wiem. Radio, telewizja, internet, kolorowe czasopisma, reklamy, pornografia, ciotki, matki, prostytutki, lekarze, katolicy i muzułmanie, dobra i zła literatura, politycy, kaznodzieje, gwiazdy rocka i kreskówki z Myszką Miki na czele. Faceci nie są maszynami do kopulacji. Nas też czasami może boleć głowa.

– Kochanie moje, przepraszam cię bardzo, ale pieprzysz teraz głupoty.

– Tak?

– Tak. Pokażę ci.

Nie minęła nawet chwila, a już była na kolanach, między jego nogami i obrabiała mu fiuta. Ten długo nie chciał poddać się jej ordynarnym pieszczotom, lecz w końcu uległ. Wyprężył się jak długi, jak posąg z brązu we wrześniowym słońcu.

– No i sam widzisz, że miałam rację – powiedziała z uśmiechem triumfu na ustach.

Potem na niego wlazła, podciągnęła sukienkę i wlazła na niego, nabiła się na pal niczym ciało za czasów rumuńskiego Włada Drakuli. Zaczęła po nim skakać. Góra-dół. Wsparła się na jego ramionach i skakała po nim jakby był piłką gimnastyczną. Góra-dół. Czuł się niczym rower bez siodełka. Góra-dół. Jej cipka była ciasna. Góra-dół. Wilgotna i gorąca. Góra-dół. Nienasycona. Góra-dół. Napalona.

– O mój Boże! – zawyła po kilkudziesięciu sekundach szalonego cwału.

Musiała osiągnąć orgazm. Chwilę zajęło jej dojście do siebie. W międzyczasie obcałowywała jego twarz, zupełnie tak jak kobiety całowały amerykańskich bohaterów wracających z wojny w Wietnamie. Pompatycznie.

– No dobrze Daga – powiedział pojednawczo – myślę, że starczy, co?

– A ty?

– Ja nie muszę.

– Nie żartuj sobie.

Zeszła z niego i wróciła do obciągania. Długo to trwało. Głowa chodziła jej wte i wewte, pomagała też sobie dłonią – raz prawą, raz lewą. Ale nie dawała za wygraną.

– Daga daj spokój – mówił co jakiś czas.

Ona dalej obciągała, jak w amoku, jak w transie. Zamieniła się w jeden, wielki otwór ssący. W odkurzacz. W czarną dziurę. W końcu zamknął oczy i pomyślał o czymś innym. O tym, że rucha się z Kate Winslet na Tytaniku, że bierze ją jak brudny zwierz. Nie wiedział dlaczego z nią, ale mogło być. Tak, on ruchał Kate Winslet na burcie, a młody DiCaprio patrzył i nie dowierzał.

– Ale dlaczego, Rose? – zapytał, stojąc metr od nich, ze łzami w oczach.

– Nie zrozumiesz – powiedziała mu Kate. – Tego nie zrozumiesz.

Coś tam drgnęło i kilka sekund później skończył w głodnych ustach Dagi. Połknęła wszystko z głośnym mlaśnięciem. Wydawała się być zadowolona. Ale i tak zapytała:

– O czym myślałeś?

– O niczym.

– Nie pieprz głupot.

– O nas.

– O nas?

– Tak.

– Że jak?

– Że ja cię rżnę, a twój mężulo patrzy.

– To byłoby niezłe.

Trzy minuty później powiedziała mu, że wpadnie za jakiś czas i że ma być w gotowości. Obiecała mu jeszcze przynieść połowę ciasta, które upiekła z nudów. Zgodził się, chociaż piekła kiepsko. Raz omal się nie udławił.

– Myślisz o mnie czasem? – zapytała w drzwiach.

– Myślę.

– Kłamiesz.

– Naprawdę.

– I co myślisz?

– Że lubię jak do mnie przychodzisz.

– Naprawdę?

– Tak.

Sam już nie wiedział czy to kłamstwo.

Dała mu buziaka na pożegnanie i nucąc jakąś piosenkę zeszła po schodach do swojego mieszkania. Pomachała mu jeszcze na klatce zanim zniknęła.

Kiedy już chciał wrócić do środka, otworzyły się drzwi obok. To był jego sąsiad. Kawaler. Lat czterdzieścikilka. Pracował jako woźny w jakimś ogólniaku. Stać go było na mieszkanie tutaj, bo dostawał dużą rentę od państwa. No i był podobno kuzynem dewelopera. Ogólnie nieciekawy typ. On i ten deweloper. Z mordy i charakteru.

– No co tam sąsiedzie? – zagaił z podłym uśmieszkiem.

– Gówno.

– Co tak wulgarnie? Co?

– Chuj cię to obchodzi.

– Tak?

– Tak.

– A ja wszystko wiem.

– Co wiesz?

– Że pan cudzołożysz!

Zaśmiał się i wrócił do swojego mieszkania, oczywiście trzaskając drzwiami. Dokończył obiad, który całkiem już ostygł. Krewetki zrobiły się zimne i gumowate. I tak je zjadł. Potem spojrzał na zegarek. Było po pierwszej. Pomyślał, że chyba pójdzie spać. Zdrzemnie się.

Nagle zadzwonił jego telefon. Dagmara. Odebrał.

– Tak? – zapytał.

– Chyba się w tobie zakochuję – wyznała.

– Okej.

– Tylko tyle masz do powiedzenia?

– Nie wiem.

– Nie wiesz?

– Nie wiem co mam powiedzieć Daga.

– Powiedz, że mnie kochasz.

– Oj Daga…

– Ty cholerny gnojku! Żebyś zdechł!

Rozłączyła się. Nie przejął się jednak. Po każdym razie dzwoniła powiedzieć mu, że go kocha. On wcale jej nie kochał. Chyba nawet jej nie lubił. Po prostu dawała mu dupy. Facetowi jego pokroju to wystarczało. Wiedział przecież że i tak do niego przyjedzie. A jeżeli nie – niewielka strata.

Położył się do łóżka i spróbował zasnąć. Pieprzony kot zaczął nagle latać jak oszalały po mieszkaniu. Futrzany diabeł z motorkiem w tyłku. Wstał i zamknął go w kiblu, a zwierz nie protestował. Potem wrócił ponownie do łóżka. Czuł się zmęczony i wiedział, że to Dagmara go tak załatwiła, ona i jej wiecznie nienasycona psiocha. Musiał się zregenerować, odpowiednio wypocząć. Wieczorem miał nagraną niezłą dupę. Byli umówieni już od tygodnia, a wpadli na siebie przez przypadek. Kino, kolacja, kopulacja – taki był plan. Ona miała dwadzieścia jeden lat, studiowała psychologię. Brunetka, piękne oczy, złoty uśmiech, super ciało.

Przecież nie mógł powiedzieć jej, że nie da dziś rady.

Jaki byłby z niego facet, co?

 




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Marcin M.

Zachęcam do czytania innych tekstów. Znajdziecie je na profilu.

Na blogu też się coś dzieje.


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach