Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Ja ja dymam, a ona nic

Siedzieli w ogródku jednej z knajp, pijąc zimne piwo i zagryzając frytki z ostrym sosem. Było już dobrze po dwudziestej. Obok biegła ruchliwa ulica, którą co chwilę przejeżdżały drogie auta. W wieczornym powietrzu ludzki śmiech mieszał się z muzyką i rykiem silników. Rozmawiali w najlepsze.

– Ja ją dymam, a ona nic, zero, żadnej reakcji. Jakbym kurde pieprzył kołdrę w lipcowy wieczór. Pot ścieka mi po dupie, a ona chłodna jak lodówka na mięsnym. Myślę cholera coś jest nie tak. Dwoję się i troję. Kilka pozycji, ostrzejsze słówka, kilka chwytów które zwykle działają, a ta nadal obojętna, chyba głową i pizdą w odległej galaktyce. Człowieku, autentycznie czułem się jakbym posuwał trupa.

– Posuwałeś kiedyś trupa?

– Co to za pytanie, co?

– Stary, raczej to ja powinienem spytać skąd takie porównanie, no nie?

– Porównanie jak porównanie.

– To posuwałeś trupa czy nie?

– Raz. Po jednej imprezie, pamiętam że wyglądała jak Szwedka. Rozumiesz o co chodzi, nie? No blondyna, wysoka, duża głowa, duże oczy, duże usta, duże cyce, duże dupsko. Tak zachlała, że tylko leżała na łóżku jak kłoda, ale nawet tamta wydawała się mieć z tego jakąś radochę. A ta kompletnie. I jeszcze patrzyła mi cały czas w oczy. Rozumiesz ja ją posuwam, a ona patrzy na mnie i zero uśmiechu, żadnego słowa, nawet jęku czy stęku. Nie mam pojęcia jak udało mi się skończyć.

– Może aseksualna?

– Gdyby była aseksualna to bym jej do łóżka nie zgarnął. No i po wszystkim ją zapytałem jak było.

– Pytasz je po wszystkim jak było?

– Tak.

– Okej.

– No więc nie zgadniesz co mi powiedziała.

– Co?

– Że było w porządku.

Właśnie na nią patrzyli, przyszli do tego lokalu, w którym pracowała i w którym tydzień temu poznał ją Julek. Obserwowali jak uwija się między stołami, nosi pełne i puste szklanki, kufle i talerze. Jak rozmawia z ludźmi. Nie podeszła jednak do nich ani razu. Nawet nie spojrzała w ich stronę.

Z tego co opowiedział Julek wychodziło, że ma na imię Alicja, dwadzieścia pięć lat i wynajmuje pokój w mieszkaniu u jakiejś starej baby gdzieś całkiem niedaleko. Miała na sobie czarną, bardzo obcisłą sukienkę, która odsłaniała jej ramiona. Na obojczykach coś tam sobie wytatuowała, podobnie jak na prawym przedramieniu. Włosy miała ciemne, ścięte na poziomie podbródka, miała też ciemne oczy, prawie orli nos i drobne pieprzyki na lewym policzku. Wysoko nosiła głowę, miała w sobie coś z Kleopatry, tak przynajmniej mu się wydawało. Kiedy się poruszała patrzył na jej tyłek, odpowiednio duży i wyglądający na miękki i ciepły przykuwał uwagę wielu facetów tutaj siedzących. Przez ten czarny, cienki materiał przebijał się zarys majtek. Chyba jakieś figi. Tymkowi się to podobało. Te majtki i ten tyłek.

– No i widzisz udaje teraz, że mnie nie zna – powiedział Julek. – Jakaś zimna cholera.

– Całkiem niezła cholera.

– Szkoda, że taka ulotna.

– Za bardzo dramatyzujesz.

– To przez te kółko teatralne, do którego się ostatnio zapisałem. Męczymy Szekspira.

– Romeo i Julia?

– Czytam jako Merkucjo.

– No jasne.

– Nie lubisz Szekspira?

– Nie wiem. Po prostu nie wiadomo kim tak naprawdę był ten gość.

– Może kosmitą?

– To na pewno.

Potem powiedział Julkowi, że pewnie zrobił coś nie tak, zrobił coś, co jej się nie spodobało.

– Co zrobiłem niby nie tak?

– Nie wiem. Różnie to bywa. Kobiety są delikatne.

– Nie wszystkie.

– Fakt. Nie wszystkie.

– Tak jak nie wszyscy faceci są twardzi.

– Dziś rzadko który facet jest twardy.

– Ja tam cholera jestem twardy jak skała.

– No raczej.

Gadka ciągnęła się dalej, jakaś menelica podeszła do nich i zapytała czy mają drobne na wino. Nie miała połowy zębów, a włosy wcale nie wyglądały jak włosy, a może jak włosy, tyle że u ofiary Czarnobyla albo Hiroszimy. Nie dali kasy, ale Julek pozwolił jej dopić resztkę swojego piwa. Kiedy poszła zapytał go:

– Słuchaj Julek, nie miałbyś nic przeciwko jakbym wziął od niej numer?

– Kurwa, po co ci numer tej capiącej pizdy?!

– Mówię o Alicji.

– Chłopie odradzam, ale rób co chcesz. Prawdopodobnie i tak cię oleje.

– Dlaczego?

– Bo właśnie w tym momencie się na nas patrzy.

Chwilę później ktoś do nich krzyknął i przysiadł się do stolika. To był znajomy Julka z akademika, dzielili razem pokój. Tymek trochę o nim słyszał, ale nic dobrego. Gość wyglądał mizernie, w wieku dwudziestu paru lat miał już goły plac na czubku głowy. Oczywiście łysienie androgenowe nie było niczym do śmiechu, ale ten gość podobno sobie na to zasłużył. Miał głos jak nastolatek w czasie mutacji, a w oczach tkwiło coś patowego.

– Nie znam cię – powiedział, wyciągając rękę. – Ja jestem Robuś.

– Naprawdę każesz mówić do siebie Robuś?

– Wszyscy tak na mnie mówią.

Tymek uścisnął jego dłoń, która przypominała wilgotną ciastolinę.

– Jesteś znajomym Julka? – spytał.

– Nie.

– To co razem robicie?

– Tak tylko sobie siedzimy.

– Fajnie.

– W pytę.

– No. W pytę. A mogę frytkę?

Tymek dał mu znak, że może się częstować. Robuś teraz siedział, patrzył na nich i sięgał co chwilę do papierowego talerzyka, jadł w ciszy i to było tak niezręczne, że w końcu Julek powiedział mu, że ma stąd wypierdalać. Tymek natomiast zapytał go co trzyma w tej folii, z którą przyszedł.

– Bluzę – odparł.

– Jaką kurwa znowu bluzę? – spytał Julek.

– Dwa dni temu znalazłem bluzę na przystanku, którą zgubiła jakaś dziewczyna i zanim się zorientowałem co i jak to już odjechała. Teraz z nią chodzę wszędzie w razie czego. No rozumiecie, że kiedy ją nagle spotkam to od razu mogę ją oddać. No i pewnie ona to doceni. I da się zaprosić.

– Na co? Na ruchanie?

– Na kawę.

Julek coś tam wspominał Tymkowi o tym swoim koledze z pokoju, głównie to, że był pierdolonym simpem, łamagą i prawdopodobnie prawiczkiem. Wierzył w takie gówno jak miłość od pierwszego wejrzenia i bratnia dusza w ciele kobiety.

– Jak wyglądała ta dziewczyna? – zapytał Tymek.

– Jak Kleopatra.

– Naprawdę?

– Tak.

– Tak jak tamta?

Robuś spojrzał i zamarł na chwilę z frytką w dłoni, która zawisła na granicy śmierci w jego rozdziawionej japie. Julek złapał za tą frytkę i rzucił mu nią w twarz.

– Co jest cioto? – zakpił Julek. – Zakochałeś się?

– Chyba tak – wystękał Robuś.

– Ty pedale zasrany.

– Gej nie może zakochać się w babce – stwierdził Tymek.

– Fakt.

– Chłopaki to jest ona. Naprawdę.

Potem zaczęli gadać o tym, że świat nie może być taki mały, ale dobrze wiedzieli, że potrafił momentami się skurczyć jak guma w tanich gaciach. Robuś zaczął panikować, gadać coś bez ładu i składu. Wyglądała na podnieconego, chorobliwie, niezdrowo podnieconego. Tymek patrzył na niego z niechęcią, bo nie potrafił sobie wyobrazić tego, że taki frajer zaraz podejdzie do niej i odwali podryw stulecia, który nie daj Boże może jeszcze wypali. Dlatego wstał, zabrał folię Robusiowi, wyjął z niej bluzę i poszedł w kierunku dziewczyny.

Złapał ją w drzwiach do lokalu.

– Słuchaj miałem poczekać do końca twojej zmiany, ale nie mogłem już dłużej wysiedzieć – powiedział i podał jej czarną bluzę. – Zostawiłaś ją kiedyś na przystanku autobusowym.

– Och… – jęknęła niewinnie. – Już prawie pogodziłam się z jej stratą.

– Nie ma za co.

– Dziękuje.

– Może dasz się gdzieś zaprosić? W ramach znaleźnego, co?

– Późno dziś kończę.

– Cierpię na bezsenność.

– Ja w sumie też.

Pogadali jeszcze chwilę i powiedziała mu, że może na nią poczekać jeżeli chce. Potem przeprosiła go, bo musiała wracać do pracy. Tymek wrócił do Julka i Robusia.

– Odebrałeś mi jedyną szansę na miłość – powiedział Robuś. – Zabrałeś moje przeznaczenie.

– Skoro ci je zabrałem to znaczy, że nigdy nie było twoje – odparł. – Poza tym to wszystko bzdury. Przeznaczenia nie ma, jest tylko kac nad ranem, kiedy za dużo wypijesz.

– Dobrze powiedziane – przyznał Julek.

Wykopali w końcu Robusia, ale tematy jakby się skończyły. Potem Julek się zabrał, a Tymek poczekał do końca zmiany na dziewczynę. Trwało to bite dwie godziny. Nudził się, ale postanowił więcej nie pić. Przeczuwał, że zaliczy ją jeszcze tej nocy i ta myśl łaskotała go po karku i jajach. Czuł się niemal jak napalony szejk na sekundę przed wejściem do swojego haremu.

– Pewnie już wiesz, że mam na imię Alicja – powiedziała, kiedy do niego podeszła.

Założyła tą czarną bluzę, którą jej dał. Prawie sam uwierzył w to, że znalazł ją na przystanku. Miał już w głowie nawet fikcyjny obraz całej sytuacji. A może cholera to była jednak prawda? Może to on był na tym przystanku, a nie Robuś? Przeznaczenie istnieje?

– Wiem – przyznał.

– Ale jak ty masz na imię?

– Tymoteusz. Tymek.

– Jak ten tani płyn do zmywania naczyń.

– Albo ten raper.

– Nie znam.

– Ja właściwie też.

Ruszyli w dół ulicy i chwilę później oznajmiła mu, że ma ochotę wypić drinka albo dwa. Wparowali do jakieś otwartego baru. Światło sączące się z żarówek było różowe, a większość klienteli stanowili faceci. Drinki podawano w kolorowych szklankach z palemką. To był gejowski bar. Dwóch facetów chciało stawiać Tymkowi alkohol. Podziękował, ale nie skorzystał.

– Właściwie to możemy napić się szotów – powiedziała. – Szybciej mnie wtedy bierze.

– W porządku.

Wypili bardzo szybko po trzy wściekłe psy. W pewnym momencie zdjął rękę jakiegoś gościa z ramienia. Tamten oczywiście przeprosił za swoje zachowanie. Ich dobre maniery go denerwowały, chcieli go przecież wyruchać, ale chcieli jednocześnie zrobić to niby przez pomyłkę.

– Nie podoba ci się tu? – zapytała, lekko rozbawiona.

– Nie bardzo.

– Za dużo gapiów?

– Za dużo.

– Tak zwykle mamy my, dziewczyny. Nie można w spokoju wejść do baru i się napić, bo ciągle ktoś cię zaczepia.

– Współczuję.

Potem zapłacił i wyszli z lokalu. Wrócili na ulicę i ruszyli dalej, właściwie nie wiedział gdzie idą, bo ona prowadziła. W pewnym momencie, kiedy znaleźli się w świetle miejskiej lampy, objął ją, obrócił jak w tańcu, a potem pocałował. Nie oponowała.

– Lubisz tańczyć? – zapytała.

– Niezbyt.

– To skąd to?

– Tak jakoś. Impuls.

Przysunęła się do niego i pocałowała go znowu, tym razem z języczkiem. Smakowała dziwnie, ani przyjemnie ani odpychająco. Pierwszy raz coś takiego miał, bo zwykle usta dziewczyn kojarzyły mu się z owocami.

– A to skąd? – spytał.

– Impuls – odparła.

Szli jeszcze kilka minut, głównie w milczeniu, ale to była dobra cisza.

Nagle znaleźli się na osiedlu, minęli kilka bloków i zatrzymali się pod jedną z klatek.

– Za loda stówa, klasyczny seks dwieście, jeżeli chcesz żebym wzięła w tyłek to pięćset – oznajmiła, patrząc na niego poważnie. – Oczywiście wszystko w gumie.

– Słuchaj mała… – rzucił zmieszany. – Ja nie myślałem, że ty…

– Że ja co?

– No wiesz, co…

Patrzyła na niego, a jej oczy wcale mu się nie podobały. Potem wybuchnęła śmiechem, który go autentycznie przeraził. Jakby usłyszał obłąkany ryk z czeluści piekieł.

– O cholera, stary! – rzuciła. – Ale dałeś się wkręcić!

– Serio?

– Ale miałeś minę, naprawdę. Nawet teraz masz.

Otworzyła drzwi i weszli do środka. Poczekali na windę, wsiedli i pojechali na siódme.

– Musimy być cicho, bo wynajmuję pokój u takiej jednej babki – powiedziała. – Nie lubi jak kogoś przyprowadzam.

– Wkurwi się?

– Jest głucha i ślepa, ale musimy zachować ostrożność. Nie chcę żeby mnie wykopała, bo nie będę miała gdzie iść.

– Jasne.

Wysiedli z windy i chwilę później znaleźli się w mieszkaniu. Nie włączyli światła. Dopiero kiedy znaleźli się w jej pokoju, Alicja zapaliła nocną lampkę.

– Poczekaj chwilę – powiedziała. – Zaraz wracam.

Wyszła, a on rozejrzał się po pomieszczeniu. Mizernie wyposażona klitka. Nad drzwiami wisiał krzyż. Na parapecie stała w doniczce zasuszona roślina. Niewielkie biurko, robiące również za toaletkę, całe było zagracone. Krzesło służyło za wieszak dla kilku warstw ubrań. Na podłodze też leżały ubrania. Łóżko miała rozgrzebane, ale chyba w miarę czyste.

Wróciła ze szklanką, nożem kuchennym, butelką wody i czymś w dłoni.

– Poszłam sprawdzić czy stara jeszcze dycha – oznajmiła.

– I co?

– Na szczęście tak.

– Myślałem, że jej nie lubisz.

– Bo nie lubię. Ale daje mi dach nad głową.

W dłoni miała białą tabletkę, którą wrzuciła do pustej szklanki i drugim końcem noża zaczęła miażdżyć ją na proszek. Potem zalała to wodą, wymieszała i wypiła duszkiem.

– Nie potrafię przełknąć tabletki, niezależnie od jej rozmiaru. Mam w głowie jakąś blokadę – wyjaśniła.

– Co to? – spytał Tymek.

– Sama do końca nie wiem. – odparła. – Pomaga mi czuć się lepiej. Uśmiechać na co dzień. Wstać w ogóle z wyrka. Rozumiesz, o czym mówię?

– Chyba tak.

– Nie musisz w sumie rozumieć. Nie po to tutaj przyszedłeś.

– A po co?

– Żeby mnie wydymać, zerżnąć, wyruchać, zaliczyć, przelecieć, wyjebać, wypierdolić czy jak to jeszcze nazywacie.

– Nazywamy?

– Faceci. Bo dżentelmenów już nie ma.

– Może być jeszcze przedmuchać.

– Na przykład. To co? Zrobimy to, żebyś mógł już sobie pójść?

– Pewnie.

Zaczęła się rozbierać, robiła to powoli, z pewną nutką klasy i musiał przyznać, że bez tej sukienki wygląda nawet lepiej. Miała świetne ciało, jędrne piersi z brązowymi brodawkami, wcięcie w talii, pełne uda, piękny tyłek i nieogoloną cipkę. Dostrzegł tatuaż nad kostką i jeszcze jeden na lewym boku klatki piersiowej. Położyła się na plecach, rozłożyła szeroko nogi, a on w tym czasie błyskawicznie ściągnął ubranie. Założył prezerwatywę i wsadził go jej bez ceregieli. Wiedział, że powinien inaczej to rozegrać, ale był zbyt podniecony całą sytuacją. Zaczął ją posuwać, robić to na misjonarza. Przez moment gapił się na jej twarz, w jej czarne oczy, ale niczego nie wyrażały. Nie chciała już się całować, więc zaczął ssać jej cycki, raz jeden, raz drugi, ale sutki pozostawały miękkie jak owocowe żelki. Pieprzył ją, zasuwał jak królik, a ona zupełnie na to nie reagowała. Jej twarz nawet się nie zarumieniła. Nie było mowy, żeby jej dogodził.

Kilka sekund później zupełnie przestało mieć to znaczenie. Nie zmienił pozycji, nie zdążył. Doszedł.

Cała akcja nie trwała nawet dwóch minut. Poczuł się głupio.

– O cholera – wysapał.

– No – przytaknęła.

– Możemy spróbować za kilka minut jeżeli chcesz.

– Jak wolisz.

Usiadł na jej łóżku i chwilę na nią patrzył. Mimo ponętnego widoku, odechciało mu się zupełnie.

– Słuchaj Alicja… – zaczął.

– Nie ma problemu.

– Zostałbym, ale wiesz…

– Jasne.

Ubrał się bez słowa, a potem wyszedł na korytarz i wszedł do kuchni. Zapalił światło i znalazł kosz pod umywalką. Wywalił prezerwatywę. Kiedy się odwrócił stała za nim stara baba, ta właścicielka. Wyglądała tragicznie, jak strach na wróble. Patrzyła na niego w ciszy, szczęka drgała jej niczym w horrorze, cała się właściwie trzęsła jak z zimna. Nie odezwała się jednak. On też nie. Wyminął ją i wyszedł z mieszkania.

Dwa dni później znów siedzieli w lokalu, w którym pracowała Alicja. Oboje z Julkiem jedli frytki i popijali piwo. Obsługiwała ich inna kelnerka. Miła dziewczyna, ale zupełnie nieapetyczna pod względem fizycznym.

– No i co? – zapytał w końcu Julek.

– No i nic.

– Dymałeś ją?

– Tak.

– I jak?

– Miałeś rację.

– Mówiłem ci. Cholera zimna jak lód.

Oglądali się za nią jakiś czas, ale dobrze wiedzieli, że nie ma to większego sensu. Dostali już swoją szansę i ją spierdolili. Dopili więc piwo i poszli gdzieś indziej. Żaden z nich więcej już tutaj nie wrócił.

 




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Marcin M.

Zachęcam do odwiedzania profilu i czytania innych opowiadań.

Również zachęcam do odwiedzania mojego bloga, link w profilu. Jest tam więcej innych tekstów.


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach